Z Wisławą Szymborską wiąże mnie
pewna prywatna historia… Mianowicie będąc na studiach, miałam okazję wynajmować
przez kilka lat jej dawne mieszkanie. To, w którym mieszkała, kiedy dostała
Nagrodę Nobla. Zaprzyjaźniłam się nawet z jej dawną sąsiadką – surową, ale przy
bliższym poznaniu uroczą starszą panią, która początkowo czujnym okiem patrzyła
na „głośnych studentów”. :-) Z czasem jednak przekonała się do mnie i do moich współlokatorów.
Do tego stopnia, że zaczęła zapraszać nas na pogaduszki przy herbatce i ciekawie
opowiadać o tym, w jaki sposób mieszkańcy bloku przeżywali „noblowskie
zamieszanie”.
Sąsiadka wciąż utrzymywała kontakt
z Szymborską, chadzając do niej w odwiedziny. Pewnego razu, widząc, że
interesuję się książkami, zaproponowała, że weźmie mój egzemplarz „Dwukropka”
do podpisania przez noblistkę. Początkowo zareagowałam entuzjastycznie, ale
potem zaczęłam się zastanawiać: że może nie wypada, że następnym razem, że
jeszcze będzie czas… Okazało się, że tego czasu nie miałam zbyt wiele. Wkrótce
Wisława Szymborska zmarła. Tomik „Dwukropek” mam teraz przed sobą – bez dedykacji.
Leży na półce jako wyrzut sumienia, że nie należy przegapiać nadarzających się
w życiu okazji…
Dlaczego o tym tutaj piszę?
Dlatego, by nakreślić Wam, jak dużym sentymentem darzę Szymborską. Nie tylko
cenię jej poezję, ale miałam też okazję przez trzy lata żyć w jej dawnym
mieszkaniu. Pamiętam, jak śmialiśmy się z przyjaciółmi, że ucząc się w jej
pokojach, nie da się nie zdać egzaminów, bo energia Szymborskiej wciąż w nich
jest. Nie wiem, w jakim stopniu mieliśmy rację, ale faktycznie w tamtym okresie
nikt z nas nie miał żadnych problemów na studiach. :-) Sięgając zatem po „Nic
zwyczajnego” byłam od razu pozytywnie nastawiona do tej książki. I od
pierwszych słów rzeczywiście mnie wzruszyła i zachwyciła. Brzmią one:
„Wisława Szymborska uważała, że
nie wypada do nikogo dzwonić przed dziesiątą rano. No chyba że stałoby się coś
złego. Więc kiedy 22 listopada 2011 roku zadzwoniła o dziesiątej rano –
zrozumiałem, że sprawa jest poważna”.
Następnie Michał Rusinek cofa się
w czasie do roku 1996. On – świeżo upieczony magister filologii polskiej z
ambitnymi planami pisania doktoratu. Ona – poetka i świeżo upieczona Noblistka.
Miał pomagać jej przez kilka najgorętszych miesięcy, czyli od przyznania do
wręczenia Nagrody Nobla, kiedy była zasypywana stosami listów i nękana przez
całą dobę telefonami. A jak wiadomo – został aż na piętnaście lat. Ten czas
Rusinek opisuje szalenie ciekawie, przytaczając całą masę anegdot, dotyczących
upodobań i zwyczajów Szymborskiej.
Jest więc mowa o organizowanych przez
nią loteryjkach, podczas których jej przyjaciele mogli wygrać na przykład…
miotłę. O wyklejankach, które własnoręcznie wykonywała i wysyłała znajomym. O
tym, że lubiła fotografować się przy znakach drogowych z nietypowymi nazwami
miejscowości. O tym, że rzadko godziła się na rozmowy z dziennikarzami, mówiąc:
„Udzielałam wywiadu w 1975 roku. Od tej pory nie mam nic nowego do powiedzenia”.
I wreszcie o tym, jak przecięty kabel telefoniczny przyczynił się do tego, że
Michał Rusinek został jej Pierwszym Sekretarzem. :-)
Zapewne wielu osobom znającym
wcześniejsze wypowiedzi Rusinka w prasie, powyższe fakty są już dobrze znane.
Czytając kilka recenzji „Nic zwyczajnego” zauważyłam nawet, że pojawiają się w
nich zarzuty dotyczące wtórności książki w stosunku do wywiadów. Ja jednak
uważam, że zebranie tych wspomnień w całość, opatrzenie prywatnymi zdjęciami,
fragmentami wierszy, rękopisami i unikalnymi wyklejankami stanowi całkiem nową
jakość. Michałowi Rusinkowi udało się opisać Wisławę Szymborską tak, jak
prawdopodobnie nie udałoby się nikomu innemu.
Z niewymuszoną prostotą i ogromną dozą sympatii, za to bez cienia
patetyzmu, którego poetka tak bardzo nie lubiła. Po prostu napisał pięknie i
zwyczajnie o kimś nadzwyczajnym.
Ulubione cytaty:
„Szymborska jest poza wiekiem.
Kiedy ktoś pyta, jak się miewa <starsza pani> albo nawet
<staruszka>, w pierwszej chwili nie wiem, o kto chodzi. Myślę, że tak
miał każdy, kto ją znał”.
„Przyszedłem kiedyś do niej,
umówiony, i zauważyłem, że właśnie skończyła odkurzać (mieszkała jeszcze wtedy
przy Chocimskiej). Zapytałem, czy mam zdjąć buty, czy mogę jakoś przefrunąć do
pokoju, żeby nie nabrudzić. Usłyszałem: <Fruwanie niech pan sobie zostawi na
wieczność>”.
Tytuł: „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”
Autor: Michał Rusinek
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania: 27
stycznia 2016
Ilość stron:
318
Moja ocena: 10/10
Uwielbiam twórczość pani Szymborskiej :)) Tę książkę dostałam niedawno w prezencie i czeka na mojej półce, na przeczytanie jej :) Obowiązkowo w kwietniu to zrobię, tym bardziej, kiedy czytam tak dobre recenzje! Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńMam tomik z wierszami pani Szymborskiej i szczerze mówiąc lubię jej twórczość. Jednak nie wiem czy skuszę się na tę pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mieszkać w miejscu, gdzie wcześniej przebywał taki geniusz! Można pozazdrościć:) Nie natchnęło Cię do pisania tam? ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie szkoda, że nie udało Ci się dostać autografu, to byłaby wspaniała pamiątka!
Twórczość Szymborskiej jest po prostu cudowna!
Pozdrawiam cieplutko! :)
P.S. nie odpuszczaj kolejnych szans ;)
Asiu, niesamowicie musiało się tam mieszkać - ta świadomość tego, że było to otoczenie bliskie Szymborskiej - podejrzewam, że bezcenne. Cenię jej poezję, od czasu do czasu podczytuję i z przyjemnością poznam ją lepiej przy "Nic zwyczajnego".
OdpowiedzUsuńDarzę wielkim szacunkiem postać Szymborskiej, a Twój sentyment da się wyczuć z każdego akapitu tej recenzji.
OdpowiedzUsuńWiersze noblistki pamiętam z liceum. Chociaż z poezją żyłam na bakier towłaśnie jej twórczość zachęciła mnie do sięgnięcia po więcej... Zazdroszczę że miałaś możliwość mieszkać w mieszkaniu, w którym kiedyś ona mieszkała. Chętnie przeczytałabym tę książkę. I piękne zdjęcie !
OdpowiedzUsuńTeż bardzo cenię poezję Szymborskiej. To musiało być niesamowite przeżycie mieszkać w jej mieszkaniu ;). Może kiedyś skuszę się na tę książkę, bo tak pięknie o niej napisałaś, że aż chce się czytać!
OdpowiedzUsuńA poza tym cudowne zdjęcie wyczarowałaś :). Pozdrawiam!
Nie czytałam tej pozycji, ale myślę , że warto po nią sięgnąć:) Wspaniała historia, że mogłaś mieszkać w jej ówczesnym mieszkaniu. Wcale się nie dziwię, że masz sentyment to tej poetki :)
OdpowiedzUsuńTa książka kusi mnie odkąd przewinęła mi się gdzieś w zapowiedziach. Od zawsze ciągnie mnie do poezji. Pamiętam jeszcze, jak kiedyś sama pisałam jakieś wiersze do szuflady. Ehh ... stare dobre czasy ;)
OdpowiedzUsuńNic zwyczajnego? Święta racja! Twój post jest nadzwyczajny, połknęłam z prawdziwą przyjemnością! Wiedziałam, że książka się ukazała i jestem świadoma, że łypie na mnie przyjaźnie okładką. W końcu się jej nie oprę! Świetna historia. Zazdroszczę możliwości zamieszkania w takim lokalu. A pierwsze zdania książki świadczą o tym, że Michał Rusinek dobrze wiedział jaki noblistka miała sentyment do zdania rozpoczynającego utwór...
OdpowiedzUsuńNie ciągnie mnie do poezji, ale cenię sobie poszczególnych autorów i ich twórczość. Z przyjemnością przeczytałabym tą książkę, szczególnie w tak pięknym wydaniu.
OdpowiedzUsuńO jaaa cię - Asiu ile bym dała, by chociaż jedną nogą być w miejscu, gdzie przebywała Szymborska, a Ty mieszkałaś w jej dawnym mieszkaniu??? Właśnie zzieleniałam z zazdrości! :) już od jakiegoś czasu przymierzam się do tej książki i muszę w końcu przeczytać! Kilka anegdot przytoczonych przez Ciebie słyszałam i zawsze zgadzałam się z Szymborską, że dzwonienie do kogoś przed dziesiątą rano jest nie na miejscu :)
OdpowiedzUsuńSuper wpis :* !
Jak zawsze piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Taga <3
http://modnaksiazka.blogspot.de/2016/03/kawowy-tag-ksiazkowy.html
Wow mieszkałaś w mieszkaniu Wisławy Szymborskiej to naprawdę coś :) Myślę, że jest to pozycja warta uwagi.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam :). Pięknie napisałaś.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twórczość Szymborskie, miała niecodzienny dar pisania o tym, co akurat ważne. Historia z mieszkaniem niesamowita, a nawet lekko mnie wzruszyłaś opowieścią o podpisaniu tomiku. Szkoda, szkoda...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wow - chadzałaś po tych pokojach co ona :) Bardzo ceniłam panią Szymborską jako człowieka i też pewnie bym żałowała, że nie mam tego autografu :)
OdpowiedzUsuńWow, ale historia! Szkoda, że nie udało się zdobyć tej dedykacji...
OdpowiedzUsuńCo do książki to chętnie sięgnę, nie znam tych wywiadów, więc wszystkie historie powinny być dla mnie zaskoczeniem :)
Niesamowita historia! :P
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czemu cała blogsfera jest taka... dojrzała xD
Ja uczę się już w liceum, ty wiesz co to studia...
Cóż...
Pozdrawiam i zapraszam na nową recenzję,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Z tego co piszesz, wyczytuję, że wszystko już wiem, np z Książki Bikont, z wywiadów i z filmu, w którym występowała sama Noblistka, tak z Radości Pisania jak i Czasami życie bywa znośne... Szkoda.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! :-)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci mieszkania w dawnym mieszkaniu Wisławy Szymborskiej, cudowna historia. ;)
OdpowiedzUsuńWesołych i zaczytanych Świąt kochana. ;)
Buziaki. :**
Uwielbiam poezje Szymborskiej i myślę jak magicznym doznaniem musiało być dla Ciebie życie w jej dawnym mieszkaniu... właściwie to chyba nawet cenniejsze niż ta dedykacja, w końcu na pewno niewielu miało okazję dzielić z Nią mury :) A po lekturę z przyjemnością sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia wiąże Cię z Szymborską! Coś niesamowitego ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie zdobyłaś tej dedykacji, ale tak jak piszesz - takie doświadczenia uczą wyciągać wnioski na przyszłość, i już nie przegapiać okazji ;)
Zaczytanych Pięknych Świąt! :)
Piękny POST.
OdpowiedzUsuńA ja NOMINOWAŁAM Cię do LBA.
Zapraszam serdecznie
http://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam
Masz piękne wspomnienia Asiu, bardzo miło było przeczytać tak sentymentalną i w pewnym sensie osobistą recenzję, dzięki niej mogę odrobinę lepiej poznać Ciebie, a książkę oczywiście chciałabym przeczytać :). W. Szymborska to postać wyjątkowa i kochana chyba przez większość ludzi, dla których literatura jest ważną częścią życia :). Natomiast zdjęcie wyjątkowo oryginalne, Wawel w tle - zwyczajnie piękne! <3
OdpowiedzUsuń"Mianowicie będąc na studiach, miałam okazję wynajmować przez kilka lat jej dawne mieszkanie. To, w którym mieszkała, kiedy dostała Nagrodę Nobla." - Wow, świetna historia! Wierzę, że w mieszkaniach i pokojach pozostają po nas ślady, nawet jeśli kolejny właściciel pozbędzie się mebli i tapety. Tym ciekawsze więc wydaje mi się takie wynajmowanie. ;)
OdpowiedzUsuńPiękny wpis!