środa, 20 stycznia 2016

Dotrzymana obietnica - Jill Anderson (przedpremierowo)


Co to znaczy kochać naprawdę? Czy wtedy można pozwolić komuś odejść? A może trzymać go przy sobie za wszelką cenę? Przed takim dylematem stanęła Jill Anderson, autorka autobiograficznej książki „Dotrzymana obietnica”. Jej ciężko chory mąż postanowił odebrać sobie życie, a ona musiała zadecydować, czy mu to umożliwić, czy też wręcz przeciwnie - zawalczyć o niego za wszelką cenę.

Historia choroby Paula była dość nietypowa. Zaczęła się od niegroźnego wirusa, złapanego na kilka dni przed ślubem. Potem mężczyzna stopniowo tracił siły, narzekał na boleści, stwierdzono u niego osteoporozę i porażenie nerwu barkowego. Po wielu latach, wizytach u lekarzy i różnych sposobach leczenia, zdiagnozowano u niego ostatecznie zespół ustawicznego zmęczenia.

Sytuacja była o tyle trudna, że dopiero w 2002 roku, czyli po siedmiu latach od zauważenia pierwszych dolegliwości męża Jill, brytyjska służba zdrowia w ogóle zaczęła diagnozować zespół ustawicznego zmęczenia. Obecnie ta choroba uznana jest przez Światową Organizację Zdrowia, jednak kiedy Paul cierpiał, nawet rodzina nie wierzyła mu, twierdząc, że to „jedynie” depresja.   

Zarówno on, jak i Jill, spotykali się z lekceważeniem ze strony lekarzy i najbliższych. Trudna sytuacja obojga doprowadziła do bankructwa ich firmy oraz zerwania kontaktów z większością osób z otoczenia. W takich oto okolicznościach, Paul postanowił popełnić samobójstwo. Jill uratowała go dwa razy, jednak za trzecim razem odpuściła, pozwalając mu umrzeć w spokoju, we własnym domu...

Czy postąpiła słusznie? Na pewno nie mnie to oceniać. Bardzo trafne jest w tym miejscu zdanie Wisławy Szymborskiej: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Nikt z nas nie może zamienić się z Jill miejscami i powiedzieć: „Zrobiłbym/zrobiłabym inaczej”, dlatego tę kwestię zostawiam otwartą. Skupię się za to na stylu, w jakim napisana jest „Dotrzymana obietnica”…

Niestety, mimo poważnego i istotnego tematu, książka mnie nie wzruszyła ani nie porwała. W moim odczuciu jest napisana beznamiętnym językiem, pozbawionym jakichkolwiek emocji. Większą część treści stanowią zapisy z taśmy przesłuchań, więc nieustannie czytamy pytania dwóch detektywów oraz odpowiedzi Jill. Z czasem do ich rozmów dołącza prawnik i wtedy wiadomo, że kobiecie grozi nawet do 15 lat więzienia za pomoc w samobójstwie męża.

Zapisy z taśmy byłyby może ciekawym zabiegiem, gdyby wstawiane pomiędzy nimi retrospekcje Jill były bardziej osobiste. Tymczasem w tych rozdziałach autorka relacjonuje głównie wycieczki, jakie urządzali sobie z mężem. A że był on zapalonym miłośnikiem przyrody, szczegółowo opisuje ich wspólne podpatrywanie zwierząt lub łowienie ryb. Nie tego się spodziewałam. Temat książki, którą napisało samo życie, był genialny, ale jego potencjał nie został - moim zdaniem - w pełni wykorzystany... 

Tytuł: „Dotrzymana obietnica” 
Autor: Jill Anderson  
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik  
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka  
Data wydania: 21 stycznia 2016 
Ilość stron: 428  
Moja ocena: 6,5/10

29 komentarzy:

  1. Szkoda, że potencjał tej książki nie został do końca wykorzystany :( Ale i tak chcę tę powieść przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem co masz na myśli. Mnie osobiście forma książki odpowiadała. Uważam, że temat był niezwykle trudny i ważny. Może i mogłaby zostać napisana lepiej, ale dla mnie sama historia była najważniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka wydaje mi się strasznie gorzka i trudna, może to przez fakt, że jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, a może przez tą śmierć w tle... Nie wiem. Ale wiem jedno - w tym momencie nie zamierzam jej czytać. Nie czuję tego czegoś. Choć książki w Klubie bardzo cenię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że dobry wątek zepsuto słabym językiem i brakiem oddziaływania na emocje czytelnika. Nie lubię książek, które nie wnoszą nic do mojego życia, ani momentów śmiechu ani łez :)
    ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnimi dniami ciągle widzę recenzje tej książki :) Sama nie wiem jeszcze, czy ją przeczytam, jakoś mam dość tematu chorób i śmierci w książkach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię czytać książki oparte na realnych wydarzeniach. A jeżeli wpleciony jest w historię temat bólu i choroby to biorę lekturę w ciemno.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaje mi się taka "sucha", kiedy o niej piszesz. Bez emocji. Z tym tematem spotkałam się w literaturze kilkakrotnie, ale chyba żadna książka nie spełniła moich oczekiwań. Może jeszcze nikomu się nie udało, po prostu. Albo my takie wybredne ;) W każdym razie o książce na razie postaram się zapomnieć ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę przyznać, że sama nie znam tej choroby i nie wiedziałam, że w ogóle istnieje. Zdecydowanie ciekawy temat na książkę, szkoda że trochę niewykorzystany. Po opisie spodziewałabym się wylewania łez podczas lektury, ale skoro jest napisana językiem wyzutym z emocji to chyba sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ją już na czytniku i niedługą ją zacznę, a po Twojej recenzji już wiem, żeby nie spodziewać się cudów :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, że książka w jakiś sposób nie spełniła swoich oczekiwać. Ale i tak mam ochotę ją przeczytać. ;)
    Pozdrawiam. :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam u kogoś o tej książce i bardzo ją chwalił. Sam temat strasznie trudny, chyba musiałabym sama ją przeczytać tak z ciekawości i pewnie tak zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  12. W zasadzie ocena 6,5 to całkiem dobra ocena,więc z chęcią sięgnęłabym po tę książkę. Poza tym lubię czytać autobiografie,więc tym bardziej jestem ciekawa tej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoja recenzja jest drugą pod rząd recenzją na temat tej książki... z tym, że mniej pozytywną. Wygląda na to, że muszę to jeszcze przemyśleć (Czytaj: poważnie się zastanowić nad tym czy na pewno chcę na nią poświęcić czas).

    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Twoja recenzja jest drugą pod rząd recenzją na temat tej książki... z tym, że mniej pozytywną. Wygląda na to, że muszę to jeszcze przemyśleć (Czytaj: poważnie się zastanowić nad tym czy na pewno chcę na nią poświęcić czas).

    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Teoretycznie taka powieść powinna szokować, wzbudzać emocje i tysiąc myśli na sekundę, ale skoro napisana jest w taki beznamiętny sposób, to chyba też czułabym się rozczarowana. Taśmy byłyby ciekawe, ale właśnie między nimi powinien być jeszcze jakiś komentarz autorki, ale niekoniecznie o wycieczkach na ryby.

    OdpowiedzUsuń
  16. Niektórych porywa i wzrusza, innych nie. Muszę chyba sama się przekonać, czy mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wiedziałam, że jest to powieść autobiograficzna, tematyka bardzo ciekawa, nie spotkałam się dotychczas z zespołem ustawicznego zmęczenia, jest to dla mnie zupełnie obce schorzenie... szkoda, że tak ciekawy potencjał został zmarnowany, to emocje w tego typu literaturze są najistotniejsze :) Zobaczymy, jeśli wpadnie w moje ręce, przeczytam i przekonam się, czy i mnie rozczaruje ten tytuł, chociaż patrząc na nasze podobne gusta, obawiam się, że będę miała podobne refleksje :) Jednak chciałabym głębiej poznać aspekty tego schorzenia i konsekwencji wynikających z cichego przyzwolenia na samobójstwo...

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapowiadało się tak dobrze. Nie lubię książek, które mają potencjał a wychodzą dość średnie

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  19. Chciałam przeczytać tę książkę, zaskoczyło mnie, że nie wywołała u Ciebie większych emocji. Z ciekawości i tak nadal chcę ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Książkę mam już na swojej półce, więc to tylko kwestia czasu kiedy zacznę ją czytać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Fabuła książki jest tak poruszająca, że aż dziw, że nie oddziałuje na emocje tak jak powinna. Jednak nie zniechęca mnie to, lubię tego typy dywagacje, więc jak tylko trafię na tę książkę, to chętnie ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chyba nie lubię takich dołujących tematów. Tym bardziej że bliska mi osoba była leczona na depresję i lekcewarzona potem okazło się że miała inne choroby z kt teraz od kilku lat walczy - tarczyca, haszimoto, borelioza...

    OdpowiedzUsuń
  23. Miałam nosa, by akurat na tę powieść się nie porywać. Tym bardziej, że całość akcj można poznać czytając opis,jaka to przyjemność z lektury? A dla samych moralnych dylematów chyba nie warto czytać.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ta beznamiętność bardzo mnie zniechęca. Ostatnio miałam okazję czytać powieść aż rzucają w czytelnika emocjami, pięknie napisaną, z cudownym językiem i dzięki temu irracjonalne zachowania bohaterów w jakiś sposób nabierały sensu. Żałuję, że ta pozycja nie była tak dobra jak oczekiwałaś.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak pierwszą częścią recenzji mnie zachęciłaś, tak drugą zniechęciłaś :D
    Bądź tu teraz

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak ognia unikam takiej tematyki.

    OdpowiedzUsuń
  27. Faktycznie mało wzruszająca i zapisy z przesłuchań nijak mają się do wspomnień, ale mimo wszystko książka mi się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Jakoś tak seria "Kobiety to czytają" nie trafia do mnie. Już od jakiegoś czasu na mojej półce przesiaduje książka z tej serii, ale obawiam się, że nie będzie to taki hit, jakiego się spodziewam. Widocznie książki z tej serii są jak kobiety - nie każdą da się lubić. ;)
    Dziękuję za Twoją opinię, lekturę tej książki sobie odpuszczę, chociaż chętnie na ryby bym się wybrała ^^

    OdpowiedzUsuń
  29. Zastanawiam się czy napisanie tej książki miało być dla autorki formą terapii? Jeśli tak to wydawałoby się, że będzie to okazja do pokazania emocji, a tu jednak się tak nie stało. Na razie na pewno wstrzymam się z lekturą.

    OdpowiedzUsuń