Co to znaczy kochać naprawdę? Czy
wtedy można pozwolić komuś odejść? A może trzymać go przy sobie za wszelką
cenę? Przed takim dylematem stanęła Jill Anderson, autorka autobiograficznej
książki „Dotrzymana obietnica”. Jej ciężko chory mąż postanowił odebrać sobie
życie, a ona musiała zadecydować, czy mu to umożliwić, czy też wręcz przeciwnie
- zawalczyć o niego za wszelką cenę.
Historia choroby Paula była dość
nietypowa. Zaczęła się od niegroźnego wirusa, złapanego na kilka dni przed
ślubem. Potem mężczyzna stopniowo tracił siły, narzekał na boleści, stwierdzono
u niego osteoporozę i porażenie nerwu barkowego. Po wielu latach, wizytach u lekarzy
i różnych sposobach leczenia, zdiagnozowano u niego ostatecznie zespół
ustawicznego zmęczenia.
Sytuacja była o tyle trudna, że
dopiero w 2002 roku, czyli po siedmiu latach od zauważenia pierwszych
dolegliwości męża Jill, brytyjska służba zdrowia w ogóle zaczęła diagnozować
zespół ustawicznego zmęczenia. Obecnie ta choroba uznana jest przez Światową
Organizację Zdrowia, jednak kiedy Paul cierpiał, nawet rodzina nie wierzyła mu,
twierdząc, że to „jedynie” depresja.
Zarówno on, jak i Jill, spotykali
się z lekceważeniem ze strony lekarzy i najbliższych. Trudna sytuacja obojga doprowadziła
do bankructwa ich firmy oraz zerwania kontaktów z większością osób z otoczenia.
W takich oto okolicznościach, Paul postanowił popełnić samobójstwo. Jill uratowała
go dwa razy, jednak za trzecim razem odpuściła, pozwalając mu umrzeć w spokoju,
we własnym domu...
Czy postąpiła słusznie? Na pewno
nie mnie to oceniać. Bardzo trafne jest w tym miejscu zdanie Wisławy
Szymborskiej: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Nikt z nas nie może zamienić
się z Jill miejscami i powiedzieć: „Zrobiłbym/zrobiłabym inaczej”, dlatego tę
kwestię zostawiam otwartą. Skupię się za to na stylu, w jakim napisana jest „Dotrzymana
obietnica”…
Niestety, mimo poważnego i istotnego
tematu, książka mnie nie wzruszyła ani nie porwała. W moim odczuciu jest
napisana beznamiętnym językiem, pozbawionym jakichkolwiek emocji. Większą część
treści stanowią zapisy z taśmy przesłuchań, więc nieustannie czytamy pytania
dwóch detektywów oraz odpowiedzi Jill. Z czasem do ich rozmów dołącza prawnik i
wtedy wiadomo, że kobiecie grozi nawet do 15 lat więzienia za pomoc w
samobójstwie męża.
Zapisy z taśmy byłyby może
ciekawym zabiegiem, gdyby wstawiane pomiędzy nimi retrospekcje Jill były
bardziej osobiste. Tymczasem w tych rozdziałach autorka relacjonuje głównie
wycieczki, jakie urządzali sobie z mężem. A że był on zapalonym miłośnikiem
przyrody, szczegółowo opisuje ich wspólne podpatrywanie zwierząt lub łowienie
ryb. Nie tego się spodziewałam. Temat książki, którą napisało samo życie, był
genialny, ale jego potencjał nie został - moim zdaniem - w pełni wykorzystany...
Tytuł: „Dotrzymana
obietnica”
Autor: Jill
Anderson
Tłumaczenie: Arkadiusz
Nakoniecznik
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 21
stycznia 2016
Ilość stron: 428
Moja ocena: 6,5/10
Szkoda, że potencjał tej książki nie został do końca wykorzystany :( Ale i tak chcę tę powieść przeczytać :)
OdpowiedzUsuńRozumiem co masz na myśli. Mnie osobiście forma książki odpowiadała. Uważam, że temat był niezwykle trudny i ważny. Może i mogłaby zostać napisana lepiej, ale dla mnie sama historia była najważniejsza :)
OdpowiedzUsuńTa książka wydaje mi się strasznie gorzka i trudna, może to przez fakt, że jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, a może przez tą śmierć w tle... Nie wiem. Ale wiem jedno - w tym momencie nie zamierzam jej czytać. Nie czuję tego czegoś. Choć książki w Klubie bardzo cenię ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dobry wątek zepsuto słabym językiem i brakiem oddziaływania na emocje czytelnika. Nie lubię książek, które nie wnoszą nic do mojego życia, ani momentów śmiechu ani łez :)
OdpowiedzUsuńksiazkowy-termit.blogspot.com
Ostatnimi dniami ciągle widzę recenzje tej książki :) Sama nie wiem jeszcze, czy ją przeczytam, jakoś mam dość tematu chorób i śmierci w książkach.
OdpowiedzUsuńLubię czytać książki oparte na realnych wydarzeniach. A jeżeli wpleciony jest w historię temat bólu i choroby to biorę lekturę w ciemno.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się taka "sucha", kiedy o niej piszesz. Bez emocji. Z tym tematem spotkałam się w literaturze kilkakrotnie, ale chyba żadna książka nie spełniła moich oczekiwań. Może jeszcze nikomu się nie udało, po prostu. Albo my takie wybredne ;) W każdym razie o książce na razie postaram się zapomnieć ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że sama nie znam tej choroby i nie wiedziałam, że w ogóle istnieje. Zdecydowanie ciekawy temat na książkę, szkoda że trochę niewykorzystany. Po opisie spodziewałabym się wylewania łez podczas lektury, ale skoro jest napisana językiem wyzutym z emocji to chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńMam ją już na czytniku i niedługą ją zacznę, a po Twojej recenzji już wiem, żeby nie spodziewać się cudów :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka w jakiś sposób nie spełniła swoich oczekiwać. Ale i tak mam ochotę ją przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :**
Czytałam u kogoś o tej książce i bardzo ją chwalił. Sam temat strasznie trudny, chyba musiałabym sama ją przeczytać tak z ciekawości i pewnie tak zrobię.
OdpowiedzUsuńW zasadzie ocena 6,5 to całkiem dobra ocena,więc z chęcią sięgnęłabym po tę książkę. Poza tym lubię czytać autobiografie,więc tym bardziej jestem ciekawa tej pozycji ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest drugą pod rząd recenzją na temat tej książki... z tym, że mniej pozytywną. Wygląda na to, że muszę to jeszcze przemyśleć (Czytaj: poważnie się zastanowić nad tym czy na pewno chcę na nią poświęcić czas).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
Twoja recenzja jest drugą pod rząd recenzją na temat tej książki... z tym, że mniej pozytywną. Wygląda na to, że muszę to jeszcze przemyśleć (Czytaj: poważnie się zastanowić nad tym czy na pewno chcę na nią poświęcić czas).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
Teoretycznie taka powieść powinna szokować, wzbudzać emocje i tysiąc myśli na sekundę, ale skoro napisana jest w taki beznamiętny sposób, to chyba też czułabym się rozczarowana. Taśmy byłyby ciekawe, ale właśnie między nimi powinien być jeszcze jakiś komentarz autorki, ale niekoniecznie o wycieczkach na ryby.
OdpowiedzUsuńNiektórych porywa i wzrusza, innych nie. Muszę chyba sama się przekonać, czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest to powieść autobiograficzna, tematyka bardzo ciekawa, nie spotkałam się dotychczas z zespołem ustawicznego zmęczenia, jest to dla mnie zupełnie obce schorzenie... szkoda, że tak ciekawy potencjał został zmarnowany, to emocje w tego typu literaturze są najistotniejsze :) Zobaczymy, jeśli wpadnie w moje ręce, przeczytam i przekonam się, czy i mnie rozczaruje ten tytuł, chociaż patrząc na nasze podobne gusta, obawiam się, że będę miała podobne refleksje :) Jednak chciałabym głębiej poznać aspekty tego schorzenia i konsekwencji wynikających z cichego przyzwolenia na samobójstwo...
OdpowiedzUsuńZapowiadało się tak dobrze. Nie lubię książek, które mają potencjał a wychodzą dość średnie
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/
Chciałam przeczytać tę książkę, zaskoczyło mnie, że nie wywołała u Ciebie większych emocji. Z ciekawości i tak nadal chcę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam już na swojej półce, więc to tylko kwestia czasu kiedy zacznę ją czytać.
OdpowiedzUsuńFabuła książki jest tak poruszająca, że aż dziw, że nie oddziałuje na emocje tak jak powinna. Jednak nie zniechęca mnie to, lubię tego typy dywagacje, więc jak tylko trafię na tę książkę, to chętnie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńChyba nie lubię takich dołujących tematów. Tym bardziej że bliska mi osoba była leczona na depresję i lekcewarzona potem okazło się że miała inne choroby z kt teraz od kilku lat walczy - tarczyca, haszimoto, borelioza...
OdpowiedzUsuńMiałam nosa, by akurat na tę powieść się nie porywać. Tym bardziej, że całość akcj można poznać czytając opis,jaka to przyjemność z lektury? A dla samych moralnych dylematów chyba nie warto czytać.
OdpowiedzUsuńTa beznamiętność bardzo mnie zniechęca. Ostatnio miałam okazję czytać powieść aż rzucają w czytelnika emocjami, pięknie napisaną, z cudownym językiem i dzięki temu irracjonalne zachowania bohaterów w jakiś sposób nabierały sensu. Żałuję, że ta pozycja nie była tak dobra jak oczekiwałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jak pierwszą częścią recenzji mnie zachęciłaś, tak drugą zniechęciłaś :D
OdpowiedzUsuńBądź tu teraz
Jak ognia unikam takiej tematyki.
OdpowiedzUsuńFaktycznie mało wzruszająca i zapisy z przesłuchań nijak mają się do wspomnień, ale mimo wszystko książka mi się podobała ;)
OdpowiedzUsuńJakoś tak seria "Kobiety to czytają" nie trafia do mnie. Już od jakiegoś czasu na mojej półce przesiaduje książka z tej serii, ale obawiam się, że nie będzie to taki hit, jakiego się spodziewam. Widocznie książki z tej serii są jak kobiety - nie każdą da się lubić. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją opinię, lekturę tej książki sobie odpuszczę, chociaż chętnie na ryby bym się wybrała ^^
Zastanawiam się czy napisanie tej książki miało być dla autorki formą terapii? Jeśli tak to wydawałoby się, że będzie to okazja do pokazania emocji, a tu jednak się tak nie stało. Na razie na pewno wstrzymam się z lekturą.
OdpowiedzUsuń