czwartek, 25 lutego 2016

Sekrety francuskiej kuchareczki - Marie-Morgane Le Moël


Stali Czytelnicy bloga mogą pamiętać, że w ubiegłym roku odwiedziłam Paryż. :-) O ile klimat miasta i urok zabytków był zupełnie inny niż w romantycznych filmach, o tyle jedzenie mnie zachwyciło. Było lekkie, smaczne i pięknie podane. Do gustu przypadły mi szczególnie les crêpes, czyli naleśniki podawane z oryginalnymi nadzieniami, m.in. z serem pleśniowym i orzechami…

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ za sprawą „Sekretów francuskiej kuchareczki” przypomniałam sobie wakacyjne chwile. Urok paryskich kawiarni i smak tamtejszych potraw. Dużą część książki Marie-Morgane Le Moël stanowią przepisy na proste francuskie dania, np. wspomniane naleśniki (z dodatkiem piwa do ciasta), szarlotka do góry nogami, czy mus czekoladowy.

Przepisy te są zwieńczeniem poszczególnych rozdziałów, w którym autorka (rodowita Francuzka) opisuje życie w Australii, gdzie przez kilka lat pracowała jako zagraniczna korespondentka. Ale to nie wszystko. Opisuje także swoje dzieciństwo, zabawy i kłótnie z bratem bliźniakiem oraz dobre relacje z matką, która na każde zło świata ma zawsze przygotowane smaczne przepisy na regionalne specjały.

Powieść obyczajowa miesza się więc tutaj z książką kulinarną, czego efekty są… różne. Przyznam, że przez pierwsze sto stron myślałam, że nie przebrnę przez mało ciekawe wspomnienia z dzieciństwa pisarki. Jednak kiedy już dorosła, poszła na studia, zaczęła obracać się w kosmopolitycznym środowisku, a następnie wyjechała jako dziennikarka do Australii, wszystko się zmieniło. Wtedy akcja w końcu nabrała tempa. :-)


Odtąd Marie-Morgane Le Moël przedstawia życie w Australii z punktu widzenia typowej Francuzki. Wyśmiewa „paryskie” restauracje położone w centrum Sydney, które są aż nazbyt stylizowane, ale jednocześnie wytyka Francuzom, że na obczyźnie rozmawiają wyłącznie o australijskich wizach. Porównuje więc zalety i przywary obu narodów, ale robi to zgrabnie, z humorem i wyczuciem. Bardzo trafnie przeciwstawia np. pojęcie czasu (dla Francuzów 15-minutowe spóźnienie nie jest spóźnieniem), jak i odległości (z kolei dla Australijczyków 20 minut drogi samochodem to wciąż „blisko centrum”).

W momencie, kiedy Marie zaczyna (z tęsknoty za przyjaciółmi) rozmawiać z własnym kotem, robi się naprawdę zabawnie. Podobnie kiedy poznaje pewnego dziennikarza, z którym kłóci się już od pierwszego wejrzenia. :-) Ostatecznie książkę czytało mi się dobrze i oceniam ją pozytywnie. Mimo początkowego kiepskiego wrażenia i nieciekawych dla mnie opisów dziecięcych zabaw, z czasem polubiłam bohaterkę/autorkę i z wielką ciekawością śledziłam jej szalone przygody na obczyźnie.

Ulubiony cytat: 

„Do czego prowadzi bycie romantyczną? Do nadziei. A ona zawsze prowadzi do rozczarowania”. 

Tytuł: „Sekrety francuskiej kuchareczki” 
Autor: Marie-Morgane Le Moël 
Tłumaczenie: Ischim Odorowicz 
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 23 lutego 2016 
Ilość stron: 348 
Moja ocena: 6,5/10

28 komentarzy:

  1. Ja od dawna mam wielką słabość do Francji i mam nadzieję,że kiedyś w końcu uda mi się ją zwiedzić choć w minimalnym stopniu :) Sama książka jest jak najbardziej w moim guście i choć nie umiem gotować ani trochę,to jednak jestem bardzo ciekawa tych wszystkich przepisów :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłam bardzo ciekawa Francji, a szczególnie Paryża. Wyobrażałam sobie klimatyczne miasto z wieloma uroczymi miejscami. Tymczasem jest to gigantyczna metropolia z milionem turystów i kolejkami do każdego zabytku, gdzie romantyczny klimat odnalazłam jedynie w małych kawiarenkach... Ale każdy może mieć własne wrażenia i jest szansa, że Twoje będą dużo lepsze. :-) Pozdrawiam ciepło. :-))

      Usuń
  2. Myślę, że warto czasem sięgnąć po taką lżejszą lekturę. O ile za Paryżem nie tęsknię (niestety nie poczułam jego uroku, choć możliwe, że problemem była słota i ciągły deszcz), to przepisy chętnie bym poznała :) Choć nie wiem, czy osobiście bym się nie poddała szybciej, niż przed przeczytaniem 100 stron, które mogłyby być nużące. Mam mieszane uczucia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam powyżej, ja też nie poczułam uroku Paryża, może jedynie chwilami w cudownych paryskich kawiarniach. Tam jest faktycznie niesamowity klimat. A co do książki - jest w porządku, ale specjalnie nie będę Ci polecać. Jak już troszkę Cię poznałam, myślę, że nie do końca jest w Twoim guście. :-))

      Usuń
  3. Mnie się strasznie podobały wspomnienia z młodości i wychodzenie przez okno, oraz komuniści- anarchiści :D taki oryginalny humor ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, jak różnie można odbierać jedną książkę. :-)

      Usuń
  4. ja bym kiedyś chciała zwiedzić Paryż :) natomiast co do książki - mięty nie czuję, póki co się chyba za nią nie zabiorę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wstęp do recenzji i przyznaję, że chętnie sięgnę po tę pozycję i sama się przekonam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba - zwłaszcza że nie byłam tego wstępu pewna. :-)

      Usuń
  6. Książka czeka u mnie w kolejce :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy planuję wyjazd - sięgam po różne ciekawostki, także książki tego typu. Bardzo chciałabym zwiedzić Paryż:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio nawet kilka pozycji tej autorki pojawiło się na rynku. Książki z przepisami są dla mnie zazwyczaj miłym i lekkim przerywnikiem między innymi, poważniejszymi lekturami. Ta zapewne też jest taka pozycją, biorąc pod uwagę Twoje wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czy odnajdę coś dla siebie w tej książce. Myślę, że ktoś, lub coś musiałoby mnie bardzo mocno skusić, abym sięgnęła po tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale fajnie, że miałaś okazję zwiedzić Paryż! To takie piękne miasto!
    Książka wydaje się być lekką powieścią do poduszki lub taką, którą można przeczytać w podróży. Przepisy, o których wspomniałaś, wydają się ciekawym aspektem książki. Można sobie nieco wyobrazić życie we Francji, a także spróbować zagranicznych dań ;)
    Bardzo wciągająca recenzja :D
    Nie mogłam się oderwać, kiedy zaczęłam czytać! :)
    Pozdrawiam,
    Isabelle West
    Z książkami przy kawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że recenzja Ci się podobała. Dziękuję za przesympatyczny komentarz. :-)

      Usuń
  11. Czyli jednak 6,5 :) Ale rozumiem Cię całkowicie, początek wyjątkowo nużący. Tym bardziej byłam zdziwiona, ile informacji autorka zawarła na temat swojego brata bliźniaka, kiedy w dalszej części książki prawie w ogóle go nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle dla mnie ta książka dzieli się jakby na dwie części - na dzieciństwo i na dorosłość autorki. Pierwsza część była nużąca i za dużo było w niej brata bliźniaka. W drugiej natomiast, jak go zabrakło, wcale nie tęskniłam. :-) Podobało mi się, że w opisach dorosłego życia zawarta jest spora dawka humoru i ciekawe opisy Australii z punktu widzenia obcokrajowca. Także ogólnie, moim zdaniem, druga połowa książki uratowała całość. :-)

      Usuń
  12. Jestem właśnie w trakcie czytania tej książki. Początek obiecujący, ale skoro piszesz że im dalej, tym lepiej to zmykam z bloga i dalej czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ani o autorce. Fabuła wydaje się być intrygująca, więc dam szansę tej książce i po nią sięgnę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm, obecnie chyba nie mam ochotę jednak na tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Lubię książki, które w jakiś sposób poruszają temat francuskiego stylu życia. Przeczytałam już kilka książek tego typu mniej i bardziej inteligentnych i każda w jakimś stopniu dostarczyła mi ciekawych informacji oraz pozwoliła miło spędzić czas. O tej pozycji jeszcze nie słyszałam, ale z chęcią nadrobię zaległość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka dodatkowo mówi o tym, jak Francuzka postrzega Australijczyków, także bywa ciekawie. :-)

      Usuń
  16. A zatem może być całkiem ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. No i stało się - zgłodniałam :D Przyznam, że to wplecenie przepisów to świetny pomysł. A z kotem samej zdarza mi się rozmawiać! Bardzo chętnie przeczytam tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ta okładka i tytuł ... niezwykle zachęcają :) Chętnie poznałabym historię tej Francuski w Sydney. Podejrzewam, że momentami musiało być zabawnie :) Pozdrawiam, www.oczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wiem czy przeczytam, ale okładka tej książki przepiękna. ;)
    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  20. Do kucharki mi daleko, ale może kiedyś... :D

    OdpowiedzUsuń