„Dziewczyna z pociągu”,
„Dziewczyna z Brooklynu”, „Zaginiona dziewczyna”… Trend na książki o
dziewczynach ma się całkiem dobrze, i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek
miało się w tej kwestii zmienić. Punktem wspólnym, oprócz oczywiście młodej głównej
bohaterki, jest promowanie wspomnianych książek jako thrillery psychologiczne.
Czy faktycznie są to historie tak straszne, że aż nie pozwalające zasnąć, jak
to głoszą blurdy na okładkach?
Niestety, fanów mrocznych
opowieści muszę rozczarować. Wszystkim wymienionym książkom (oprócz „Zaginionej
dziewczyny”, której nie miałam okazji przeczytać) bliżej jest do lekkich
powieści obyczajowych niż do mrocznych dreszczowców Kinga. I nie inaczej jest w
przypadku „Tej dziewczyny”.
Streszczenie w kilku zdaniach?
Dwie kobiety walczą o jednego mężczyznę, Daniela. Laura jest jego matką, Cherry
dziewczyną. Właściwie cała fabuła składa się z przeróżnych przepychanek tych
pań. Raz jedna robi coś obrzydliwego drugiej, i to ją można uważać za złą. Innym razem druga krzywdzi pierwszą, po czym
czytelnik traci już orientację, kto w tej grze jest katem, a kto ofiarą. Wiadomo
natomiast jedno – mężczyzna nie ma tu nic do powiedzenia :-)
Kobiety zostały wykreowane na
zasadzie przeciwieństw. Laura ma pozornie wszystko, do czego Cherry przez całe
życie dąży: bogactwo, znakomitą pracę, znajomych z wyższych sfer i luksusową posiadłość
we Francji. Natomiast Cherry pochodzi z nizin, co nieustannie wypiera ze swojej
świadomości. Daniel jest dla niej łatwą przepustką do lepszego świata, ale przeszkodę stanowi jego matka.
Czytałam już wiele opinii o „Tej
dziewczynie” i zauważyłam, że powtarza się w nich słowo „nudna”. Rzeczywiście,
tak jak wspomniałam, fani mocnych thrillerów mogą czuć niedosyt, trudno tu
bowiem o mrożące krew w żyłach sceny. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać,
że debiut Michelle Frances jest świetnie napisany i bardzo szybko się go czyta,
a wielowymiarowość postaci sprawia, że do ostatnich stron nie wiadomo właściwie
komu kibicować.
Jeśli podobała Wam się
„Dziewczyna z pociągu”, również „Ta dziewczyna” powinna przypaść do gustu.
Podobny jest nie tylko tytuł i okładka, ale też sam klimat powieści: wiele
wątków rozgrywających się w głowach bohaterów, mnóstwo przemyśleń, lekki dreszczyk
emocji (choć bez przesady). Ciekawe jak długo jeszcze utrzyma się moda
na kopiowanie słynnego debiutu Pauli Hawkins? Mnie to nie przeszkadza, ale
rozumiem znużenie innych czytelników. Zdecydowanie pora na coś świeżego.
Tytuł: „Ta dziewczyna”
Autor: Michelle
Frances
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15 lutego 2018
Liczba stron: 414
Moja ocena: 6,5/10
Myślę, że kiedyś dam szansę o tej książce, jednak nie spieszy mi się z jej lekturą. 😊
OdpowiedzUsuńZaczęłam kiedyś czytać, ale nie dokończyłam. Może jeszcze kiedyś dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńDużo ostatnio jest tych dziewczyn i kobiet w literaturze :P ja wybrałam "Tamtą dziewczynę", ale po "Tą..." też kiedyś sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTo powiem tak: kiedyś, przy okajzi jak trafi w moje łapki, to nią nie pogardzę:)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, ale nie należy do grona muszę przeczytać. ;]
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej z książek, ale na obie mam ogromną ochotę!
OdpowiedzUsuńKsiążka, która wydaje się być niezłą rozrywką, ale nic ponad to :) Szukać specjalnie nie będę, ale nie wykluczam, że kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuń