W czasach, kiedy na okładkach magazynów
ciężko znaleźć osoby 40+, a twarze większości znanych, którzy przekroczyli ten
wiek, są ponaciągane do granic możliwości – zapiski staruszka z amsterdamskiego
domu opieki, wnoszą powiew czegoś absolutnie nowego.
Na przekór współczesności, w
której starość stała się tabu – Hendrik Groen snuje swoją powolną opowieść o
codzienności, którą żyją porzuceni przez bliskich staruszkowie. Dbanie o to, by
nie zapomnieć pieluchy, szykowanie się na „wycieczkę” do pobliskiej
restauracji, dyscyplinowanie się nawzajem, by nie narzekać – to właśnie seniorów
zajmuje najbardziej.
Idea napisania
powieści-pamiętnika z perspektywy mężczyzny 80+ jest jak najbardziej zacna, bo
zwraca uwagę na problemy osób starszych. W końcu od czasu słynnego filmu „Dwaj
zgryźliwi tetrycy” minęło ponad dwie dekady, a sam temat seniorów jest jakby wciąż
spychany na dalszy plan. Jeszcze tylko dodanie odrobiny humoru do narracji – i książkowy
bestseller mamy murowany.
Z opinii, które znalazłam w
internecie, oryginalny pomysł połączony z dowcipem faktycznie chwycił, i „Dopóki
życie trwa” stało się międzynarodowym bestsellerem (podobnie jak pierwsza część
pamiętnika Hendrika pt. „Małe eksperymenty ze szczęściem”). Wszędzie spotykam się
z pozytywnymi opiniami, a redaktorzy Polskiego Radia Czwórki porównali nawet Groena
do najsłynniejszej postaci piszącej pamiętnik. „Każdy ma swoją Bridget Jones,
seniorzy też” – napisali.
Nie dziwne więc, że miałam ogromne
nadzieje odnośnie tej publikacji. Jest jednak coś, co nie pozwala mi się zgodzić
z powszechnymi „ochami i achami”. Chodzi mianowicie o… brak głębi w tym
wszystkim. O ile pomysł na książkę oceniam 10/10, to realizację już na 3/10 (co
daje mniej więcej średnią 6). Spodziewałam się czegoś zupełnie innego – owszem,
opowieści staruszka o roku spędzonym w domu spokojnej starości, ale jednak z
przesłaniem.
Tymczasem zabrakło mi jakichkolwiek
refleksji czy głębszych przemyśleń Hendrika na temat życia. Może nawet jakichś wniosków:
jak żyć, by niczego nie żałować lub co jest naprawdę istotne w życiu? Co
sędziwy narrator doradziłby sobie młodszemu? Z czego jest dumny, a co zrobiłby
inaczej? – takich przemyśleń bardzo mi tu brakowało.
Dostałam jedynie suche (i bardzo
dokładne) zapiski tego, co bohater porabiał danego dnia. Na przykład spotkał
się z kolegą z klubu StaŻy, rozwiązywał zagadkę, kto podkładał owoce w ośrodku,
kandydował do rady mieszkańców, itd. Tylko fakty, fakty i suche fakty. Może
gdyby poza nimi (i nikłym dla mnie humorem), znalazła się jakaś znacząca
refleksja, oceniłabym tę książkę wyżej. Pozostaję jednak po tej lekturze z
dużym niedosytem…
Ulubione cytaty:
„Człowiek najczęściej cierpi
dlatego,
Że boi się cierpienia swego,
Które wszak często nie nadchodzi.
Człek zatem więcej dźwigać się godzi,
Niż Bóg i tak już dźwigać mu dał”.
„Trzeba być w ruchu, dosłownie i
w przenośni, aż dopadnie nas śmierć – taka powinna być nasza dewiza”.
Tytuł: „Dopóki życie trwa. Nowy sekretny dziennik
Hendrika Groena, lat 85”
Autor: Hendrik Groen
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 9 listopada 2016
Ilość stron: 431
Moja ocena: 6/10