„Genialność tej książki zawiera
się w niezwykle poruszającym portrecie kobiety”; „Książka, która zostanie z
Tobą na zawsze”; „Można ją wręcz poczuć i posmakować” – tak „Księgę Diny”
reklamują blurby. Ale czy na pewno jest aż tak rewelacyjna,
jak twierdzą krytycy?
Powieść przedstawia, jak sam
tytuł wskazuje, losy Diny. Poznajemy ją w dzieciństwie, kiedy wydarza się
rodzinna tragedia - to przez nią Dina staje się nieokiełznanym
wyrzutkiem, potem dziką nastolatką, a wreszcie kobietą, która nie liczy się z
nikim i z niczym. Mimo dramatu, jaki przeżyła, nie mogę jednak znaleźć dla niej usprawiedliwienia i śmiało stwierdzam, że
jest to jedna z najmniej lubianych przeze mnie bohaterek literackich. Dina nie
tylko nie robi sobie nic z uczuć bliskich osób, ale i sprawia wrażenie, jakby
nie obchodziła jej ich śmierć. Mąż spadł w przepaść z sań, którymi powoziła?
Nie sprawi to bynajmniej, że kobieta pogrąży się w głębokiej żałobie, lecz
raczej po kilku dniach nawiąże romans ze służącym. Zawsze robi tylko to, co chce.
Ale nie sama bohaterka jest
najbardziej irytującym elementem powieści, gdyż gorsze są powtarzalność oraz
nuda. Ta ostatnia wkrada się na karty powieści około 150 strony, kiedy akcja
zaczyna zwalniać. O ile wcześniej w życiu Diny działy się dramaty, wzloty i
upadki, o tyle potem zaczyna się już monotonne życie w posiadłości nad wodą. Kobieta
ma swoje humory, które pokazuje; nieprzyjaciół, z którymi walczy; oraz kochanków,
których wymienia. I to w zasadzie tyle.
A dlaczego wspomniałam o
powtarzalności? Otóż opisy działań Diny co pewien czas są przeplatane jej przemyśleniami
– zawsze dziwnymi, schizofrenicznymi i zaczynającymi się od słów „Jam jest
Dina”. Zadałam sobie nawet trud i po przeczytaniu całości przejrzałam jeszcze
raz książkę, podliczając, ile dokładnie jest tych wstawek. Okazało
się, że aż 47. A uwierzcie mi – można mieć serdecznie dosyć już przy
dwudziestej.
Gdyby jednak książka była całkiem
tragiczna, zapewne nie zostałaby zaliczona do arcydzieł norweskiej literatury. Sama,
mimo wymienionych wad, muszę przyznać, że „Księga Diny” tragiczna nie jest, a
chwilami nawet całkiem niezła. Jeśli miałabym wymienić główną zaletę, na pewno byłby
to niepowtarzalny styl pisania Wassmo, który doskonale oddaje surowy krajobraz Norwegii
(bez problemu da się przenieść oczami wyobraźni do tajemniczego domu nad wodą z
okładkowego zdjęcia).
Mamy więc piękny język powieści i
cudownie odmalowane norweskie przestrzenie vs. irytująca bohaterka i senna
akcja w drugiej połowie książki. Czy odnajdziecie się w tym klimacie? Możliwe,
bo „Księga Diny” jest równie zła, jak dobra. Dawno nie miałam tak mieszanych
uczuć odnośnie żadnej książki, ale przez to wiem, że na pewno ją zapamiętam.
:-)
Ulubiony cytat:
„Trzeba robić to, co się chce, zanim ogarną
człowieka wątpliwości”.
Tytuł: „Księga Diny”
Autor: Herbjørg
Wassmo
Tłumaczenie:
Ewa Partyga
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: 18 czerwca 2014
Liczba stron: 580
Moja ocena: 6/10