środa, 28 czerwca 2017

Ósme życie (dla Brilki) - Nino Haratischwili


„Ósme życie” to jedna z tych książek, w których można się zakochać. Urzeka fabularnym rozmachem, dramatycznymi losami bohaterów i wnikliwym ujęciem historii kraju pochodzenia autorki, czyli Gruzji. Czy polecam ją jako wakacyjną lekturę? Nie. Jest za bardzo wciągająca, więc zamiast podziwiania pięknych widoków podczas urlopu, zapewne utkniecie – jak ja – z nosem w książce. Chyba że właśnie tego chcecie. :-)

Na jednym z blogów (nie pamiętam niestety, na którym) przeczytałam, że „Ósme życie” pachnie czekoladą. To prawda. Nino Haratischwili snuje opowieść o gruzińskiej rodzinie fabrykanta czekolady z tym słodkim napojem w tle. Ten, kto raz go skosztuje, nie poprzestanie na jednej porcji, ale i nie zazna szczęścia. Czy jest to przekazywany z pokolenia na pokolenie mit, czy prawda – nie jest w książce wyjaśnione. Pewne jest natomiast to, że dzieje rodu Jaszi są wyjątkowo traumatyczne.


Narratorką powieści jest młoda Gruzinka, Nica Jaszi – poniekąd alter ego autorki – która swojej siostrzenicy, Brilce, opowiada koleje losu ich przodków. W tym celu cofa się w czasie o kilka pokoleń, do początku XX wieku, czyli czasów, kiedy fabryka czekolady praprapradziadka Brilki, szczyciła się największym rozkwitem. Ten tom podzielony jest na cztery księgi, poświęcone kolejno Stazji i Kristine (córkom nestora rodu) oraz Kostii i Kitty (jego wnukom).

Bohaterowie ci uwikłani są w historię pisaną przez wielkie H: od pierwszej wojny światowej i rewolucję październikową, po drugą wojnę światową i represje sowieckiego reżimu. Jednocześnie zmagają się oni też z prywatnymi problemami: niespełnionymi marzeniami i miłościami, chorobami, wieloletnimi rozłąkami małżonków oraz odejściami bliskich. Autorka często porównuje swoją sagę do gobelinu, na którym barwne wzory tka sam nieprzewidywalny los.


Warto zaznaczyć, że nagromadzenie wątków historycznych oraz liczni bohaterowie nie stwarzają wrażenia chaosu. Po pierwsze dlatego, że powieść została napisana w najlepszym stylu – pięknym, nieco poetyckim i wciągającym. Po drugie, na kolorowej wyklejce książki przedstawiona jest rycina z drzewem genealogicznym rodziny Jaszi, do której wielokrotnie sięgałam, utrwalając swoją wiedzę o poszczególnych postaciach.

Nino Haratischwili pisała „Ósme życie” przez cztery lata i jak sama przyznaje, rok poświęciła tylko na zbieranie materiałów. W tym też czasie dostała stypendium Fundacji Roberta Boscha, dzięki któremu mogła wyjechać do Rosji i Gruzji, by kontynuować badania już na miejscu opisywanych zdarzeń. Jej praca została doceniona szczególnie w Niemczech, gdzie pisarka mieszka na co dzień. Tam też okrzyknięto jej książkę literackim wydarzeniem 2014 roku. Cóż zatem można dodać? Ja żałuję jedynie, że nie trafiłam na tę powieść wcześniej.

Ulubione cytaty: 

„Z czekania rzadko wychodzi coś dobrego. Powinnaś tańczyć, kochanie!”. 

„Uważam, że życie jest zbyt krótkie i zbyt cudowne, żeby go naprawdę nie dostrzegać, żeby się naprawdę w nie nie włączyć”. 

Tytuł: „Ósme życie (dla Brilki) 
Autor: Nino Haratischwili 
Tłumaczenie: Urszula Poprawska 
Wydawnictwo: Otwarte 
Data wydania: 18 maja 2016
Ilość stron: 582 
Moja ocena: 9,5/10

sobota, 17 czerwca 2017

Urodzinowy konkurs

Nieco ponad miesiąc temu, dokładnie 15 maja, minęło dwa lata odkąd zaczęłam prowadzić bloga. Wciąż jest dla mnie niepojęte, jak ten czas szybko ucieka… Dziękuję Wam, ogólnie i każdemu z osobna, za obecność, komentarze oraz wsparcie. Z tej okazji zapraszam też na konkurs, w którym wygrany otrzyma aż trzy wybrane przez sobie książki.

Regulamin Urodzinowego konkursu: 
1) Organizatorem jestem ja, czyli autorka bloga: niebieskazakladka.blogspot.com. 
2) Do wygrania są trzy książki z mojej biblioteczki (czytane przeze mnie raz), które można wybrać sobie z poniższej listy:
- „Dopóki życie trwa. Nowy sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 85",
- „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” - Gail Honeyman,
- „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?” - Krzysztof Wysocki,
- „Trzy metry nad niebem” - Federico Moccia,
- „W krainie kolibrów” - Sofia Caspari,
- „Tylko ciebie chcę” - Federico Moccia. 
3) Warunkiem uczestnictwa jest: 
- bycie obserwatorem bloga i/lub fanem na Facebooku,
- wybranie sobie trzech książek,
- udostępnienie podlinkowanego banera na swoim blogu, Facebooku lub G+.
 PRZYKŁADOWE ZGŁOSZENIE:  
Obserwuję jako:
Wybieram książki:
1)      …….
2)      …….
3)      ……. 
Udostępniam baner: 
4) Rozdanie trwa od 17 czerwca do 17 lipca 2017 roku do godziny 23.59. Zgłoszenia po tym terminie nie będą brane pod uwagę.
5) Uczestnikiem może być każdy, kto posiada adres korespondencyjny na terenie Polski.   
6) Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losowania 18 lipca 2017 roku. Wyniki zostaną ogłoszone tego samego dnia na blogu niebieskazakladka.blogspot.com.   
7) Książki zostaną wysłane przesyłką priorytetową przez Pocztę Polską. 
8) Zgłoszenie do Urodzinowego konkursu jest równoznaczne z akceptacją tego regulaminu.  


Powodzenia! :-)

piątek, 16 czerwca 2017

Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze - Gail Honeyman


Czasem zastanawiam się, czy popularni pisarze podpisujący się pod rekomendacjami na książkach swoich kolegów/koleżanek (zazwyczaj mniej znanych pisarzy), faktycznie ich książki przeczytali. Bo cytatu Jojo Moyes na okładce debiutu Gail Honeyman jakoś nijak nie mogę przełożyć na rzeczywistość.

Dla mnie tytułowa bohaterka nie była ani „zabawna”, ani „wzruszająca”, ani „nieprzewidywalna” – jak to sugeruje Moyes. Wręcz przeciwnie, była irytująca, nudna i przewidywalna do bólu. Ale spokojnie – patrząc na pozytywne opinie na „Lubimy czytać”, jest szansa, że jestem odosobniona w swojej opinii i prawdopodobnie Wam, jak wielu innym czytelnikom, opowieść o ekscentrycznej Eleanor jednak się spodoba.

Dlaczego mnie nie przypadła do gustu? Ponieważ cały czas miałam wrażenie, że autorka sili się na oryginalność i sztucznie stara się uczynić ze swojej bohaterki kogoś odstającego od reszty. Kogoś z jednej strony niby komicznego, a z drugiej tragicznego. Teoretycznie w tym, że kobieta (mimo swoich 30 lat), nigdy nie tańczyła, zakochuje się jak nastolatka w raz widzianym rockmanie i go śledzi, a także daje się poniżać matce i bić chłopakowi, nie ma nic nowego. Wszystko to już było w literaturze, ale zamknięte w jednej (nijakiej i biernej) postaci, staje się po prostu niestrawne.

Kolejną dyskusyjną kwestią jest postawa wrednej matki, z którą raz w tygodniu rozmawia Eleanor. To postać wyjęta żywcem z „Milczenia owiec”. Tylko w jakim celu pojawia się ktoś taki w sennej powieści obyczajowej? Zupełnie nie pasuje do klimatu całości, przez co fabuła dodatkowo trąci sztucznością. Jedynym pozytywnym bohaterem jest Raymond, czyli przyjaciel głównej bohaterki, ale czy jedna sympatyczna postać jest w stanie uratować kiepską książkę?

Troszkę reanimuje ją też zakończenie. Jest dość zaskakujące i zgrabnie tłumaczy wiele zawiłych spraw. Dlatego chociaż początkowo miałam ocenić debiut Honeyman na 2/10, ostatecznie daję mu ocenę 3. Dobrze, że książkę czytałam na zagranicznym urlopie i nie miałam akurat pod ręką niczego innego w ojczystym języku, bo naprawdę nie byłabym w stanie dotrwać do ostatniej kartki.

A jednak się udało. :-) Z jednej strony dobrze, bo mogłam napisać tę recenzję, być może ostrzegając niektórych przed tak nudną, bezcelową lekturą. Z drugiej jednak strony mam świadomość, że gust jest kwestią mocno subiektywną i – jak już wspomniałam – zauważyłam na różnych blogach, że Eleanor udało się zdobyć sympatię niektórych osób. Pozostaje mi zatem chyba tylko poczucie straconego czasu i poniższy cytat (notabene właśnie z książki „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze”) – totalnie adekwatny do opisywanej tu sytuacji. :-)

Ulubiony cytat: 

„Na świecie jest tak wiele książek – skąd wiedzieć, które są warte przeczytania? (…) Okładki także niewiele pomagają, bo zamieszcza się na nich tylko pochwały, które, jak się własnym kosztem przekonałam, rzadko kiedy odpowiadają prawdzie”. 

Tytuł: „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” 
Autor: Gail Honeyman
Tłumaczenie: Magdalena Słysz 
Wydawnictwo: HarperCollins Polska 
Data wydania: 24 maja 2017
Ilość stron: 350 
Moja ocena: 3/10