Jeszcze na początku miesiąca, zapisałam się na blogu „Lustrzana nadzieja” do wyzwania czytelniczego „Najpierw czytam, później oglądam”. Żeby nie było, że cały czas narzekam i żadna książka mi się nie podoba, przedstawię Wam dzisiaj, w ramach tego wyzwania, powieść i film, które skradły moje serce.
„Jeden dzień” to historia dwóch
osób rozgrywająca się na przestrzeni 20 lat. Dlaczego więc w tytule jest mowa o
jednym dniu? Ponieważ ich losy ukazane są co roku przez pryzmat jedynie 15
lipca. Wszystko zaczyna się pod koniec lat 80., podczas wieczoru inaugurującego
naukę w college’u.
Emma i Dexter. Trudno o bardziej
niedopasowane połączenie. Ona jest typem „kujona”, w za dużych oprawkach
okularów i z burzą włosów. Jest niesłychanie zdolna, ale zupełnie nie wierzy w
siebie. On jest typem, za którym oglądają się wszystkie studentki.
Nonszalancki, bogaty, przystojny, ale za to… z „sianem w głowie”. Oboje poznają
się po hucznej imprezie kończącej studia. Wcześniej nie mieli ze sobą nic
wspólnego, za to po tym wieczorze stają się najlepszymi przyjaciółmi.
Jak potoczą się ich losy? Czy
Emma odnajdzie siebie i zrealizuje marzenie o zostaniu pisarką? Czy Dexter
zmądrzeje i zrozumie, jaki skarb ma u swojego boku? Fascynujące było dla mnie
przeżywanie wesołych i smutnych chwil z życia głównych bohaterów. Od razu się z
nimi zaprzyjaźniłam, a potem z niecierpliwością czytałam, jak zmieniają się ich
spojrzenia na życie, oczekiwania, marzenia i przyjaźnie na przestrzeni lat.
O czym myślą, kiedy dopiero
przekroczyli dwudziestkę i świat staje przed nimi otworem? Jakimi są ludźmi w
wieku lat 30, kiedy zderzają się z szarą rzeczywistością? I wreszcie, czego
oczekują w wieku lat 40, kiedy codzienność skutecznie weryfikuje większość
młodzieńczych oczekiwań?
Z radością odkrywałam odpowiedzi
na te pytania. Przeczytałam książkę jednym tchem, podziwiając Nichollsa za
stworzenie tak charakterystycznych, prawdziwych i dających się lubić postaci. Autor,
dzięki ich historii pokazał, że życie bywa bardzo zaskakujące i dlatego nie
warto niczego skrupulatnie planować. Wielkim plusem jest totalnie nieprzewidywalne
i wbijające w fotel zakończenie. Dzięki niemu o tej książce długo nie da się zapomnieć.
Nie mogłam więc nie obejrzeć
ekranizacji powieści, z Anne Hathaway i Jimem Sturgessem w rolach głównych. O
dziwo, film okazał się jeszcze lepszy niż książka. Dużą zasługę przypisuję
aktorom, którzy idealnie odtworzyli charaktery postaci. Nikogo innego nie
wyobrażam sobie w rolach Emmy i Dextera. Kolejną zaletą obrazu są wspaniałe
zdjęcia Edynburga i Paryża, które stanowią urocze tło ich historii.
Reżyserka „Jednego dnia”, Lone Scherfig
przyznała, że chociaż przesłanie filmu może się wydawać banalne (ciesz się
każdym dniem, bo czas nieubłaganie ucieka; nie szukaj szczęścia za daleko), to
jest to przekaz na tyle uniwersalny, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Ja szczególnie
polecam osobom, którym podobały się filmy typu: „Pamiętnik”, „Miłość i
inne używki” czy „Kiedy Harry poznał Sally”, czyli generalnie niebanalne
romanse z morałem w tle.
Tytuł: „Jeden dzień”
Autor: David Nicholls
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2013
Ilość stron: 443
Moja ocena książki: 9/10
Moja ocena filmu: 10/10
Książka przeczytana w ramach wyzwania: Najpierw czytam, później oglądam
Fot. książki: Niebieska zakładka
Fot. kadr
z filmu: źródło: We Heart It