Dawno nie czytałam tak
zadziwiającej książki. Początek przypominał mi perwersyjnego „Greya”, środek
romantyczny „Pamiętnik”, a końcówka to skrzyżowanie filmów „Rambo” i „Snajper”.
Prawdziwy miszmasz, czyli pomieszanie z poplątaniem. :-)
O czym więc jest „Stinger”? Przede
wszystkim o zakazanym romansie. W hotelu Bellagio w Las Vegas spotykają się osoby
z dwóch całkowicie różnych światów. Ona (Grace) jest wziętą studentką prawa,
która przyjechała do miasta grzechu na Międzynarodowy Zjazd Studentów Prawa (Czemu
akurat tam? Nie mam pojęcia). On (tytułowy Carson Stinger) jest aktorem z
branży porno, który uczestniczy w Targach Erotycznych. I oboje, dziwnym
zbiegiem okoliczności, nocują w tym samym hotelu.
Ja wiem, że konwencja tego typu
książek ma być niezobowiązująca i nie dająca do myślenia. Ale żeby aż tak? :-)
Tu banał goni banał. Jak łatwo się domyślić, Carson Stinger jest ucieleśnieniem
męskiego ideału piękna. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szerokie ramiona, umięśniona
sylwetka, silny charakter, zadziorny styl bycia itd., itp. Z kolei Grace jest
niewinna, niezdecydowana i wrażliwa, natomiast na studia prawnicze poszła, by
spełniać marzenia ojca.
Spotkanie Carsona i Grace oczywiście
odmieni życie obojga. Zaledwie po jednym spędzonym razem w Las Vegas weekendzie
zweryfikują swoje plany i marzenia, a także nie będą mogli o sobie zapomnieć.
Ale czy aktor porno i studentka prawa mają szansę na wspólną przyszłość? Fabuła
powieści rozgrywać się będzie na przestrzeni kilku lat i obfitować w wiele
zwrotów akcji. I o ile moment rozłąki bohaterów, który przypominał mi słynny „Pamiętnik”,
był dla mnie w miarę strawny, o tyle cała reszta książki pozostawia już wiele
do życzenia.
Jestem zaskoczona, że „Stinger”
ma dość wysokie notowania na „Lubimy czytać”. Ja zupełnie nie zrozumiałam jej
fenomenu, ale może komuś z Was się to uda (lub już udało)? Jest taka szansa,
jeśli lubicie romanse z jasnym podziałem: on wspaniały, idealny, ona
raczej nijaka; on wszystko pokona i jest we wszystkim najlepszy, ona mu ulega. Pomimo
początkowego mezaliansu bohaterów, wszystko jest tu bowiem czarno-białe,
istnieje jasne rozróżnienie na bohaterów dobrych i złych, no i wiadomo od początku
jak się wszystko skończy.
Czułam się, jakbym czytała
zwykłego Harlequina z końcówką rodem z powieści akcji. Tylko że całość
okraszona została ładniejszą okładką niż typowe romansidło z kiosku… I tylko
to, że mam już na półce kolejną powieść Mii Sheridan pt. „Calder” sprawia, że
mam zamiar dać autorce jeszcze jedną szansę. Oby „Calder” okazał się mniej
sztampowy i mniej przewidywalny. :-)
Ulubione cytaty:
„Nie wszystko sprowadza się do
tego, jak wspaniałym jesteś sportowcem ani jak szybko potrafisz przepłynąć ileś
tam metrów w oceanie, będąc na skraju hipotermii. (…) Najważniejsze jest to,
ile serca w coś wkładasz i czy dajesz
z siebie wszystko nie dlatego, że ktoś cię potem za to pochwali, ale wręcz
przeciwnie, dlatego, że nikt cię nigdy
nie chwali i twój sukces nie na tym polega”.
„(…) dobrze jest trochę sobie
odpuścić, by doświadczyć życia”.
„Póki nie będzie powodu, żeby
przestać myśleć optymistycznie, wybieram optymizm”.
„(…) życie jest przedziwne”.
Tytuł: „Stinger.
Żądło namiętności”
Autor: Mia
Sheridan
Tłumaczenie: Marta
Czub
Wydawnictwo: Septem
Data wydania:
18 marca 2016
Ilość stron: 404
Moja ocena: 4,5/10
Już kiedyś słyszałam o tej książce, ale wówczas mnie nie przekonała. Teraz Twoja recenzja sprawiła, że chyba jednak przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasia
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
Ja tak bardzo żałuję że mam ją na półce w tej chwili. Nie jest to tylko za sprawą Twojej recenzji... Kilka dni temu skończyłam Bez słów tej samej autorki. Sytuacja podobna - książka wychwalana, wyjątkowo wysoka ocena na Lubimy czytać. I co? No nic, ja się strasznie zawiodłam. Książka przeslodzona, przewidywalna i przede wszystkim naprawdę przeciętnie napisana. Recenzję już napisałam i opublikuję ją w weekend i aż się boję reakcji innych. Tylko że dla mnie to było naprawdę średnie czytadło... No cóż, ponarzekałam trochę ;) Nie wiem kiedy zabiorę się za Stingera, ale nie będzie to prędko.
OdpowiedzUsuńOho, czyli będzie lał się seks strumieniami. To w takim razie ja podziękuję. Lubię książkowe twisty, bohaterów, którzy nie są tylko czarni lub biali, tylko mają zady i walety... Myślę, że ten misz-masz by mnie tylko rozpraszał, więc ja z autorką spotkam się w innej powieści... ale to nie w najbliższym książkowym stosiku. ;)
OdpowiedzUsuńUściski :)
Miałam podobne wrażenia po lekturze Ugly love. Zdają się być podobne, więc jak na razie sobie odpuszcze.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne wrażenia po lekturze Ugly love. Zdają się być podobne, więc jak na razie sobie odpuszcze.
OdpowiedzUsuńEch... nie, nie, nie, nie!
OdpowiedzUsuńNie przeczytam :/
Z oczywistych powodów ;)
PS. Moja droga, proszę nie uznaj tego za chamską reklamę... ale zastanawiam się, czy nie skusiłabyś się na lekturę Nieba nad pustynią? Ostatnio otrzymałam taki pozytywny feedback od ostatniej uczestniczki, że uznałam, iż i Tobie się książka spodoba? Co ty na to? Jeżeli nie masz czasu, to rozumiem, bo sama doskonale wiem, jak to jest być blogerem książkowym.
Ale że mi na Tobie zależy - podrzucam tutaj linka do wyzwania - oraz możesz sobie poczytać już cztery recenzję:
http://wymarzona-ksiazka.blogspot.com/p/book-tour-z-niebem-nad-pustynia.html
Aktor porno buhahaha.... przepraszam, ale już samo to mnie zniechęca ;P
OdpowiedzUsuńLubię romanse czy new adult, ale nie przepadam, gdy są przesączone scenami erotycznymi. Musi być zachowana równowaga, a wydaje mi się, że w "Stinger" jej nie będzie. Nie mam ochoty na totalny erotyk. Pozdrawiam :D
houseofreaders.blogspot.com
Jakoś specjalnie mnie do niej nie ciągnie - rzadko czytuję tego typu powieści.
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
O nie... ta powieść zdecydowanie nie jest dla mnie :(
OdpowiedzUsuńTym razem raczej nie mój gatunek :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i nie przeczytam. Nie lubię tego typu książek. Ale życzę Ci, żeby druga próba, z książką "Calder", okazała się przyjemniejsza :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Właśnie napisałam recenzję tej powieści, która ukaże się jeszcze dzisiaj. Ja za to stałam się ogromną fanką tej książki, bo zachwyciła mnie. ;-)
OdpowiedzUsuńMnie wciągnęła i zapewniła bardzo mile spędzony czas. Nie żałuję jej lektury.
OdpowiedzUsuńCo?! Aktor porno?! Nie... to chyba nie dla mnie. A już jak ona jako prawnik jest niezdecydowana to tym bardziej nie. Nie sięgnę na pewno. W zanadrzu mam jeszcze ostatni tom Greya do przeczytania. Trzymajcie mnie może dam radę... ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze to odrzucił mnie już zawód głównego bohatera :D W sensie, gdyby to był dramat jakiś to mogłoby być ciekawie, ale aktor porno w książce opartej na romansie - to nie może się udać xD
OdpowiedzUsuńHmnn chyba w takim razie nie sięgnę po tę pozycję... Szczerze nie słyszałam o tej książce, ale to chyba nawet dobrze się składa sądząc po tej recenzji :D
OdpowiedzUsuńZajrzyj :)
Bo to erotyk jest hihi, czyli po dawnemu harleqin właśnie:) Doceniam bardzo Twoją szczerą recenzję, ale to tak już jest z erotykami, że jak nie umie się przymknąć oka na oczywiste i notorycznie te same wady, to lepiej nie czytać:) Tym bardziej, że pewnie masz mało czasu jak każdy:) Ja na przykład unikam dystopii, raz się zraziłam i na razie nie daję się ponownie skusić:)
OdpowiedzUsuńOstatnio mam wrażenie, że jest aż nadto takich książek, gdzie on jest księciem z bajki, a ona kopciuszkiem. Zaczęło się od "Zmierzchu", potem przyszedł "Grey", a teraz leci się tymi schematami w każdej kolejnej książce. Ja rozumiem, że książki erotyczne kierują się swoimi prawami, ale - pomimo tego, że nie jestem fanką tej tematyki - uważam, że warto byłoby pokusić się na coś bardziej odkrywczego.
OdpowiedzUsuńhttp://books-by-dzoana.blogspot.com/
Faktycznie z samego opisu książki można mniemać, że będzie to kompletny banał :D Raczej się nie skuszę, chociaż może kiedyś jak będę miała ochotę na mało inteligentną książkę to się za nią zabiorę :D
OdpowiedzUsuńMnie bardzo podobał się Stinger, mimo moich wcześniejszych obaw wynikających z niezachęcającego opisu. Może rzeczywiście mały miszmasz to jest, ale to chyba właśnie w tej książce jest takie wyjątkowe - ciekawi i odróżnia od reszty. Do tego Stinger bardzo mnie wzruszył, a jeśli książke wywołuje we mnie emocje, to bardzo sobie to cenię :) Calder przeczytałam niedawno i według mnie też świetny, choć może minimalnie za Stingerem :)
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było, gorąco Cię przepraszam.
OdpowiedzUsuńMia Sheridan bardzo mnie intryguje, jednak na razie nie chcę startować z zapoznawaniem się z twórczością tej pisarki. A już na pewno nie sięgną po Stinger...
Pozdrawiam i zapraszam na nową recenzję,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Dla mnie Stinger też nie jest rewelacyjny, ale nie oceniam go tak surowo jak ty :) Właśnie ta akcja mnie przekonała, bo jeżeli byłby sam romans to Harlequin jak nic, jednak wiesz... ja lubię takie lekkie i nieznaczące powieści, a Stinger nie wypada źle na tle innych.
OdpowiedzUsuńCzasami lubię sięgać po takie niezobowiązujące powieści, ale tutaj czuję, że miałabym podobne odczucia do Twoich. Nie lubię przesadnej banalności, przewidywalności i oczywistych bohaterów :) Kiedyś, przez chwilę, miałam fazę na takie bardzo proste romanse (chociaż wtedy akurat bez erotyki, za młoda byłam), ale ten czas już dawno minął. Teraz szukam czegoś innego :)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam na fb, po tego typu książki sięgam niezwykle rzadko, a tej z pewnością nie przeczytam, myślę, że podczas lektury towarzyszyłyby mi podobne refleksje ;). Ale zdjęcia za to śliczne <3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu i przepraszam za tak długą nieobecność, ale sama wiesz... ;). Buziaki Kochana!
Od początku wiedziałam, że to nie dla mnie, ale teraz tylko utwierdziłaś mnie w tym przekonaniu. ;) Niezły bigos gatunkowy! :D
OdpowiedzUsuń