czwartek, 12 lipca 2018

„Sekret listu” – Lucinda Riley


Każdy, kto choć trochę zna twórczość Lucindy Riley, wie, że stać ją na więcej. W „Sekrecie listu” nie pokazała pełni swoich możliwości, dlatego potraktowałam tę książkę trochę jako „wypełniacz” pomiędzy kolejnymi częściami fascynującej sagi jej autorstwa pt. „Siedem sióstr”.

W skrócie o fabule „Sekretu listu”: młoda dziennikarka Joanna trafia na pogrzeb znanego sędziwego aktora. Tam poznaje tajemniczą staruszkę, która wręcza jej list mogący wywrzeć wielki wpływ na losy ludzkości. Z pozoru nie ma w nim nic kontrowersyjnego, ot, zwyczajny list miłosny sprzed kilku dekad. Jednak już po wstępnym śledztwie Joanny widać, że interesują się nim najwyżej postawieni brytyjscy notable. I chcą go jej wykraść nawet za cenę życia wielu osób.

Zaczynając czytanie tej powieści, byłam bardzo dobrze nastawiona. Lucinda Riley pisząca źle? To niemożliwe. Charakterystyczny styl autorki zwiastował pełną zagadek opowieść rozgrywającą się na kilku płaszczyznach czasowych. Tradycyjnie spodziewałam się skomplikowanej fabuły, wątku miłosnego, nawiązań do przeszłości oraz pełnowymiarowych bohaterów. Co więc poszło nie tak?

W miarę rozwoju akcji, malało jej tempo, a wraz z nim moje zainteresowanie. Joanna próbująca rozwikłać tajemnicę sprzed lat dwoiła się i troiła, żeby osiągnąć swój cel i przechytrzyć śledzących ją agentów, co jednak z czasem zaczęło być nużące. Dodatkowo, już na końcu książki, sam sekret listu okazał się totalnie nieprawdopodobny i wyssany z palca. Bo nawet jeśli taka historia wydarzyłaby się naprawdę, raczej nie wywołałaby aż takiego poruszenia wśród najwyższych władz.


Absurd gonił tu absurd – jednym razem powieść przypominała przygody Jamesa Bonda, innym razem Rambo, by po chwili wrócić do klimatu serialu „The Crown”. A jakby tego było mało, wiele wątków działo się w tzw. własnym sosie. Jeśli Joanna miała się w kimś zakochać, to w bracie swojej przyjaciółki, a przyjaciółka w jej sąsiedzie. Tylko czy na pewno wszyscy w takim układzie będą żyć długo i szczęśliwie?

To pierwsza książka Lucindy Riley czytana przeze mnie trochę na siłę. Każdą inną pochłonęłam w kilka dni i dawałam im bardzo pozytywne recenzje. Teraz jednak, mimo wciąż wielkiej sympatii do irlandzkiej pisarki, nie mogę tego zrobić. To zdecydowanie jej najsłabsza jak dotąd powieść. 

Tytuł: „Sekret listu” 
Autor: Lucinda Riley
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc, Anna Esden-Tempska 
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 23 maja 2018 
Liczba stron: 512
Moja ocena: 5,5/10

7 komentarzy:

  1. Nie miałam okazji jeszcze poznać twórczości tej pisarki, ale wiem już, że na pewno od tej książki nie zacznę. Współczuję rozczarowania, bo sama nie znoszę, kiedy lubiany autor/autorka obniżają poziom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, bo zapowiadało się całkiem ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że książka Cie rozczarowała, ale i tak czasem bywa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że to najsłabsza powieść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakupilam wczoraj 3 tomy Siostr, wiec dobrze, ze ta seria jest dobra :-)
    Mialam tech ochote na Listy, ale teraz... hmmm wstrzymam sie :-]

    OdpowiedzUsuń
  6. pierwszy raz spotkałam się z L.R. przy serii o siedmiu siostrach. Zabierałam się do niej jak do jeża, a potem wszystkie przeczytałam w miesiac
    jeśli ta jest pisana podobnie lekko to chyba będzie na mojej "to-read" list
    zapraszam na www.czytelnika.pl

    OdpowiedzUsuń