Są tacy pisarze, którzy przez
całą karierę „jadą” na jednej książce. Swego czasu magicznym bestsellerem wbili
się idealnie w nastroje i oczekiwania społeczne, zdobywając międzynarodową
sławę. Co jest kolejnym krokiem po tak wielkim sukcesie? Stworzenie nowego hitu
(co niestety zdarza się dość rzadko) lub odcinanie kuponów od swojego osiągnięcia. Nie znam jeszcze dobrze twórczości Lauren Weisberger, ale coś mi
mówi, że należy ona do tego typu autorów i jeszcze długo będzie odgrzewała
kotlet pod tytułem „Diabeł ubiera się u Prady”.
Skąd te przypuszczenia? Zacznijmy
od okładki – niemal każda kolejna książka Lauren nawiązuje graficznie (i to nie
tylko w polskich wydaniach) do jej najbardziej znanej powieści. Tak abyśmy
mieli 100% pewności, że to coś związanego z „Diabłem…”. Pierwszy haczyk na
czytelników już więc mamy.
Kolejny zarzuca sama autorka,
operując do bólu znanymi schematami. Nawet w „Grze singli”, pozornie
odbiegającej tematycznie od historii jędzowatej redaktor naczelnej, Mirandy
Priestly, znów spotykamy demonicznego szefa i kobietę, która jest nim
zafascynowana, a potem stara się uwolnić z jego szpon.
Schematyczność i triki mające
przyciągnąć naiwnych czytelników to jedna strona medalu. Czym innym jest po
prostu kiepska fabuła. Ani emocjonująca, ani ciekawa. Rzekłabym – miałka, choć
nie zdziwię się, jeśli wkrótce zobaczę „Grę singli” w zapowiedziach kinowych.
Jako fascynującej lektury na wciąż zimne wieczory jednak nie polecam.
Chyba że jesteście wielkimi
fanami tenisa i fascynuje Was oglądanie transmisji z Wimbledonu. Bo do tego
sprowadza się ta książka: do szczegółowych opisów forhendów, bekhendów,
serwisów i gemów. Tego po prostu nie da się czytać…
Na plus zaliczyłabym jedynie
rozrysowanie zawiłej sytuacji zawodniczek w świecie tenisa. Ich niezdrową
rywalizację, odizolowanie od przyjaciół, życie na walizkach, robienie kariery
kosztem założenia rodziny i zmaganie się z dyskryminacją kobiet. Czy jednak
niecodzienna rzeczywistość tenisistek jak na pewno wystarczającym powodem na
poświęcenie czasu ponad 400-stonicowej nużącej książce? Wątpię.
Tytuł: „Gra singli”
Autor: Lauren
Weisberger
Tłumaczenie: Maria Gębicka-Frąc
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 28 lutego 2018
Liczba stron: 448
Moja ocena: 4/10
Och, szkoda, że to jest taka powtórka z rozrywki. Myślałam, że będzie warto czytać kolejne książki autorki :/
OdpowiedzUsuńDziękuję za ostrzeżenie i szczerość w recenzji.
OdpowiedzUsuńWidziałam ekranizację "Diabeł ubiera się u Prady", dobrze bawiłam się w trakcie oglądania, ale po książkę sięgać nie zamierzam. Takie historie lepiej sprawdzają się na ekranie, lekko i przyjemnie przez 1,5 godziny seansu. Z tego względu twórczość pisarki mnie nie ciekawi, więc "Grę singli" też ominę, zwłaszcza że nie miałaś pozytywnych wrażeń po lekturze.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka jest kiepska.
OdpowiedzUsuńJakiś miesiąc temu czytałam "Diabeł ubiera się u Prady" i powiem Ci szczerze, że wciąż się zastanawiam, co tak w tej książce urzekło ludzi :) tak więc po tę autorkę nie mam zamiaru więcej sięgać, ale dzięki za przestrogę :)
OdpowiedzUsuńa ja muszę sięgnąć po którąś z tych książek...sama jestem ciekawa czy mi przypadną do gustu...
OdpowiedzUsuńUhuhu :) mi film bardzo się podobał i demonniczna Meryl w głównej roli, ale jakoś ogólnie nie ciągnie mnie do tej autorki
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej z nich :)
OdpowiedzUsuń