Co jest lepsze: książka czy film? Często zadaję sobie to pytanie, kiedy
oglądam ekranizację bestsellerowej powieści. Nie inaczej było w przypadku
„Bridget Jones 3”. Kiedy tylko zobaczyłam ten film w kinie, od razu przypomniałam
sobie o serii książek Helen Fielding i zapragnęłam je skompletować. Czy są
równie dobre, jak hitowe ekranizacje z rewelacyjną Renée Zellweger w roli głównej?
Moim zdaniem niestety nie są. A przynajmniej pierwsza część - czyli „Dziennik
Bridget Jones” – nie dorasta przygodom filmowej Bridget do pięt. Jest dużo
mniej śmieszna, literacka bohaterka wydaje się nijaka i nawet chwilami nudnawa,
a Mark Darcy odgrywa co najmniej drugoplanową rolę, pojawiając się w kilku
scenach na początku i końcu powieści.
Tak, słynny Mark Darcy (Colin Firth), na którym właściwie opiera się cały
film, w książce jest postacią, rzekłabym, marginalną. Helen Fielding dużo
miejsca poświęca za to związkowi Bridget z jej niepoprawnym szefem, Danielem
Cleaverem (granym w filmie przez Hugh Granta). I w ogóle wiele kultowych scen –
jak chociażby ta z niebieską zupą lub strojem króliczka – jest zupełnie innych.
Niemniej ogólny sens książki i filmu pozostaje taki sam.
Całą fabułę da się właściwie streścić w jednym zdaniu: niezdarna singielka
po trzydziestce szuka faceta, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Czy
jednak na pewno zabawnych? Tak, jak wspomniałam, ciężko w powieści doszukiwać
się świeżego humoru, na miarę tego z kina. Właściwie podczas całego czytania
uśmiechnęłam się może dwa razy…
Nie
oznacza to bynajmniej, że w ogóle nie warto sięgać po „Dziennik Bridget Jones”.
Bo mimo wszystko, wydaje mi się, że warto. W końcu jest to powieść wciąż uznawana
za najważniejszą z gatunku chick lit i jest zaliczana do listy 100 książek BBC,
które należy w swoim życiu przeczytać. Dla mnie jest to taki współczesny klasyk
(mający już ponad dwadzieścia lat), o którym po prostu warto wyrobić sobie
własne zdanie.
Może
akurat Wam spodoba się bardziej? Może jeśli przeczytacie go bez ciągłego
porównywania do kultowego filmu – jak ja to najwidoczniej błędnie zrobiłam – okaże
się powieścią lekką, ciekawą i przyjemną. Doskonałą po ciężkim dniu, kiedy ma
się ochotę przeczytać coś niezobowiązującego, ale wciąż na poziomie. Ja nieszczególnie
polubiłam literacką Bridget, ale daję sobie drugą szansę w kolejnym tomie.
Czuję, że „Bridget Jones. W pogoni za rozumem” może być dużo lepsza. :-)
Tytuł: „Dziennik Bridget Jones”
Autor: Helen Fielding
Tłumaczenie:
Joanna Szczepańska
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data
ostatniego wydania: 3 marca 2014
Data
pierwszego wydania: 1996
Ilość
stron: 368
Moja
ocena: 6,5/10
O widzisz, sama od paru miesięcy planuję nabyć wszystkie części z serii o Bridget, bo film uwielbiam, ale trochę się bałam, że książki to jednak co innego niż film. I jak widać niewiele się pomyliłam :/
OdpowiedzUsuńMimo wszystko może kiedyś się skuszę ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Przeczytałam dawno temu i nawet lubię :) Film tez mi przypadł do gustu. :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwa pierwsze tomy. Teraz w planach mam kolejne.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ani nie oglądałam. Kiedyś chyba mignęło mi kilka minut filmu, ale nie byłam nim zainteresowana.
OdpowiedzUsuńOglądnęłam filmy o Bridget i coś mnie nie przekonały. Nie czuję tego, czym wszyscy się zachwycają, więc książki sobie odpuszczę :|
OdpowiedzUsuńJa wręcz przeciwnie - uwielbiam tę filmową serię. :-)
UsuńKsiążki nie czytałam, filmu nie oglądałam i na chwilę obecną ani tego, ani tego nie zamierzam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wiesz, że pierwszą Bridget czytałam lata temu - nie mam pojęcia jak odebrałabym ją po latach :) Wtedy to była przyjemna lektura, bez wielkiej miłości z mojej strony, ale miła. Film chyba też mi się chyba później podobał bardziej, ale ręki sobie uciąć nie dam.
OdpowiedzUsuńMiałam okazję jakiś czas temu czytać trzeci tom (który z filmową trzecią częścią niewiele ma wspólnego, żeby nie powiedzieć nic - to zupełnie inna fabuła) i tam Bridget mimo ponad 50 lat nic się nie zmieniła. Trochę to było absurdalne, nie zawsze śmieszne, ale jak się mocno przymknęło oko, to niektóre rzeczy można było wybaczyć :)
PS Strasznie smakowicie na Twoich zdjęciach! :)
Czytałam właśnie, że trzecia część Bridget nie ma nic wspólnego z filmową wersją. Trochę szkoda, że autorka nie ukazała ewolucji Bridget. Nie wierzę, że w normalnym życiu ta sama kobieta zachowuje się identycznie, mając trzydzieści i pięćdziesiąt lat. Dobrze byłoby zobaczyć bohaterkę dla odmiany ustatkowaną i w końcu szczęśliwą. :-)
UsuńPS. Dziękuję. :-))
Uwielbiam filmy z Renee, moim zdaniem jest niesamowita i absolutnie nie do podrobienia. Najpierw obejrzałam, potem przeczytałam. I tym razem słowo pisane w ogóle mnie nie zachwyciło.
OdpowiedzUsuńKolejny raz mamy identyczną opinię. :-)
UsuńPrzeczytałam wszystkie książki i zobaczyłam filmy, coś świetnego na poprawę humoru. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie również książka okazała się znacznie gorsza niż film. W ogóle nie jestem wielką fanką Bridget Jones, ale ta powieściowa była dla mnie nie do zniesienia. I zgadzam się, że zabawnych fragmentów jest w książce jak na lekarstwo.
OdpowiedzUsuńJa jestem fanką filmowej Bridget, ale ta literacka mnie jakoś nie przekonała...
UsuńKiedyś napisama u Ciebie ze masz piękne zdjęcia:-) no i teraz przyciągnęło mnie znowu jedno z nich ;-) SUPER. Potem oczywiscie zawsze czytam teks.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Filmowa wersja dziennika Bridgit jest już niema klasykiem, który nadal oglądam z wielkim sentymentem :)
OdpowiedzUsuńKsiążek o Bridget Jones jeszcze nie czytała, ale mam w planie nadrobienie zaległości.
OdpowiedzUsuńKasia z Ebookowych recenzji
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
Ja nie porównuję książek do filmów i kocham Bridget zarówno z papierowej wersji jak i z filmowej :):)
OdpowiedzUsuńBridget jakoś mam wrażenie straciła na atrakcyjności... :(
OdpowiedzUsuńNa filmach zawsze się śmiej e, ale jakoś nigdy nie miałam ochoty przeczytać książek. A skoro nie są śmieszniejsze niż filmy to raczej niewiele stracę ;)
OdpowiedzUsuńJestem tylko po lekturze książki i to w zamierzchłych czasach :)
OdpowiedzUsuńA mnie z kolei nieco bardziej zauroczyła książka, ale film też oglądało mi się przyjemnie. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie czytałam książek, chyba jedną zaczęłam ale jakoś mi nie podeszła, a filmy znam na pamięć (ten najnowszy widziałam dwa razy) :D do książek może kiedyś zrobię kolejne podejście, ale jakoś na razie tego nie czuję.
OdpowiedzUsuńJestem tuż po obejrzeniu filmu, więc odczekam może jakiś czas, ale za powieść koniecznie muszę się zabrać. Toż to w końcu klasyk ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Już od kilku lat przymierzam się do obejrzenia filmów z Bridget..
OdpowiedzUsuńFilm widziałam z 10 lat temu, muszę sobie przypomnieć, pamiętam, że był super :) Książki jeszcze nigdy nie czytałam ;/
OdpowiedzUsuń