Rok 2016 był dla mnie bardzo
trudny i nie bez powodu skończyłam go, czytając „Pracownię dobrych myśli”.
Potrzebowałam książki maksymalnie pozytywnej, a jednocześnie pełnej nadziei
oraz mądrych przemyśleń. Czy taką dostałam? I tak, i nie.
Oczywiście książka Magdaleny
Witkiewicz – tak z założenia, jak i tytułu – miała być optymistyczna. Coś
jednak poszło nie tak. Za dużo słodyczy, za dużo bohaterów (spośród których
zapamiętam tylko panią Wiesię), za dużo baśniowej atmosfery. Za mało jednak w
tym wszystkim… realizmu. Ciężko było mi wczuć się w fabułę i czytać „Pracownię
dobrych myśli” jako dobrą powieść obyczajową. Wciąż miałam wrażenie, że raczej mam
do czynienia z bajką dla nieco większych dzieci.
Przykro mi to pisać, bo naprawdę
lubię i cenię twórczość Magdaleny Witkiewicz. Zwykle autorka balansuje na
granicy baśniowości, tworząc wyidealizowane postaci i mało realne sytuacje
(przynajmniej w takim natężeniu). Ale najczęściej wychodzi z tego obronną ręką.
Tym razem jednak, jak już wspomniałam, wszystkiego było o wiele za dużo.
Do jednego worka (a właściwie
kamienicy) zostali wrzuceni bohaterowie reprezentujący niemalże każdą grupę
społeczną: robiąca karierę singielka, gej, wdowa, rozwodnik, stara panna, dziecko
oraz… kot. :-) Większość z własnym problemem i poplątanym losem, ale od początku
wiadomo było, że każdy będzie dla siebie przyjacielem i wszyscy odnajdą w końcu
swoje szczęście (czytaj: drugą połowę). No, może poza dzieckiem i kotem. :-)
Wspomniana wyżej pani Wiesia,
czyli bohaterka, która najbardziej zapadła mi w pamięć, to osoba doskonale
rozeznana w życiu mieszkańców kamienicy. Całe dnie spędza z poduszką na
parapecie, podpatrując losy innych. Nawet znam jedną osobę z mojego sąsiedztwa,
która funkcjonuje w taki sam sposób. :-) I pewnie polubiłabym panią Wiesię,
gdyby nie jej uporczywa powtarzalność. Mniej więcej raz na dwie strony starsza
pani powtarza, że nie lubi kłopotów, co na początku może jest śmieszne, ale z
czasem, niestety, bardzo irytujące.
Nie odradzam jednak całkowicie „Pracowni
dobrych myśli”. Na pewno jest to powieść zgrabnie napisana, którą mimo wszystko
całkiem dobrze się czyta, głównie w okresie świątecznym. Wtedy takie „skrajnie ciepłe”
opowieści odbiera się inaczej, a bajkowa konwencja aż tak bardzo nie razi. Poza
tym da się znaleźć w książce kilka mądrych cytatów, co z pewnością jest plusem.
Może po prostu ja oczekiwałam po jednej z moich ulubionych autorek czegoś innego,
bardziej przemyślanego i głębszego…
Ulubione cytaty:
„(…) szczęście można uszyć z
kawałków jak patchwork”.
„(…) o życie się nie martw. O
życie się trzeba troszczyć”.
„Życie jest tak krótkie, że
trzeba być jak najczęściej zadowolonym, a nie wiecznie szukać kłopotów”.
Tytuł: „Pracownia
dobrych myśli”
Autor: Magdalena
Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 26
października 2016
Ilość stron: 308
Moja ocena: 6,5/10
Cześć,
OdpowiedzUsuńserdecznie Cię zapraszam do organizowanego przeze mnie Book Tour z książką Cecelii Ahern "Podarunek" : http://www.recenzjapisanaemocjami.pl/2016/12/book-tour-cecelia-ahern-podarunek.html
Uwielbiam książki M. Witkiewicz. I chyba ją zamówię :)
Nie czytałam tej autorki, ale siostra się z nią zapoznała i nie była do końca zachwycona.
OdpowiedzUsuńMnie powtarzalność pani Wiesi bawiła, bo to ironicznie brzmiało. Ale za to jej prezent na święta... strzał w 10!
OdpowiedzUsuńMnie też bawiła, ale niestety... do czasu. :-)
UsuńO to szkoda... ja i tak zamierzam zapoznać się z autorką, jednak tę książkę na razie ominę. Coś Cię mało Asiu na blogu ostatnio... :*
OdpowiedzUsuńNa początek polecam Ci gorąco "Po prostu bądź" Magdaleny Witkiewicz - to bardzo optymistyczna, a jednocześnie poruszająca i dająca do myślenia książka. Swego czasu byłam nią zachwycona. Faktycznie, trochę mnie mało ostatnio na blogu, ale w 2017 roku zamierzam to nadrobić. PS. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy, a jednak. :-))
UsuńSzkoda, a ja spodziewałam się więcej po tej książce...
OdpowiedzUsuńNie jest taka najgorsza. :-) Po prostu wydaje mi się, że autorka ma dużo lepsze powieści w swoim dorobku. :-)
UsuńLubię książki tej autorki i pewnie za jakiś czas sięgnę po "Pracownię...", aby poprawić sobie humor i zapewne jak w większości jej książek, przymknę oko na cukierkowy świat, nierealne przypadki i zbytni optymizm.
OdpowiedzUsuńFajnie, że napisałaś o przesłodzeniu.
Nie czytałam jeszcze książek autorki, ale zamierzam to zmienić, chociaż może nie zacznę od tej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam dość przesłodzonych historii, więc odpuszczam bez żalu ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie dla mnie taka powieść. Nie przepadam za historiami mocno odbiegającymi od rzeczywistości, więc nawet nie będę próbować zabierać się za tę książkę. Mam nadzieję, że nowy ok będzie dla Ciebie bardziej pomyślny niż stary :)
OdpowiedzUsuńOj tak, ja też w książkach niezmiernie cenię sobie realizm, choć najlepiej jeśli idzie on w parze z czymś niesamowitym. Choć dzieła pani Witkiewicz nie czytałam, myślę, że miałabym podobną opinię.
OdpowiedzUsuńMam ją na swojej półce, czeka na przeczytanie wraz z autografem pisarki . ;)
OdpowiedzUsuńMoże wreszcie w tym roku uda mi się czytelniczo spotkać z Panią Witkiewicz. Wybiorę jednak inny tytuł :) Szkoda, że poczułaś, że W "Pracowni..." jest i za dużo słodyczy, i bohaterów.
OdpowiedzUsuńLubię autorkę, ale nad tą pozycja się jeszcze zastanowię.
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, odpuszczę ją sobie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://miedzy--stronami.blogspot.com
Zupełnie nie mam na nią chęci, zwłaszcza, że nie do końca cenię prozę tej autorki.
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką tego typu powieści i niezbyt często po nie sięgam. Na tę też na razie nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym - piękne zdjęcie w nagłówku notki. <3
Za dużo słodyczy nie zachęca.
OdpowiedzUsuńU mnie jest w tegorocznych planach
OdpowiedzUsuń