Kilka dni temu w „Przy gorącej herbacie” moja
blogowa koleżanka, Ewelina, pisała o tym, „Dlaczego wszyscy blogerzy czytają to samo?”. Przyznam, że do dziś jestem poruszona jej szczerym postem. Koniecznie
go przeczytajcie i sami oceńcie. „Załącznik” doskonale wpisuje się w to, o czym
Ewelina wspomniała. Mianowicie wszędzie ostatnio widzę recenzje tej książki. I,
jak widzicie, sama też skusiłam się na jej przeczytanie. Czy żałuję? Niestety,
trochę tak…
O czym jest „Załącznik”? Swoim klimatem bardzo przypomina mi film „Ona” z
Joaquinem Phoenixem w roli głównej. Grany przez niego samotny pisarz Theodore
zakochuje się w… głosie systemu operacyjnego i tworzy z nim szczęśliwy (do
czasu oczywiście) związek.
W najnowszej książce Rowell większość akcji też dzieje się w wirtualnym
świecie. Z tym że bohater zakochuje się nie w systemie operacyjnym, a w
dziewczynie, którą zna jedynie z e-maili. Lincoln pracuje jako „administrator
bezpieczeństwa danych” i kontroluje korespondencję pracowników. Pewnego dnia
natrafia na rozmowę Beth oraz Jennifer. I od tej pory zaczyna żyć ich
problemami. Z czasem tak wciąga się w ich e-maile, że zakochuje się w jednej z
kobiet – Beth.
„Załącznik” czyta się trochę jak książkę science fiction o rzeczywistości zdominowanej
przez komputery. Chociaż akcja dzieje się na przełomie 1999 i 2000 roku, cały
czas miałam wrażenie, że jest to smutna wizja przyszłości: pełnej
wyizolowanych, samotnych ludzi, którzy większość czasu spędzają online.
Książkę czyta się bardzo miło i szybko. Rozdziały są krótkie, a dodatkowo
większość treści stanowią dialogi lub e-maile. Bohaterowie też są sympatyczni.
Lincoln jest typem wiecznego chłopca i maminsynka, ale jest dobry i uczynny,
więc da się lubić. Podobnie Beth, która tkwi w statycznym i niewiele rokującym związku,
czy Jennifer, która „chce chcieć” mieć dziecko.
Sympatyczni bohaterowie, miła lektura… Co zatem poszło nie tak i co mi się nie
podobało? To, że po przeczytaniu „Załącznika” nie mogłam pozbyć się poczucia
straconego czasu. To, że jego lektura nic nie wniosła, nie skłoniła mnie do
refleksji, nie przyniosła nowych wniosków. Ot, zwykłe czytadło, o którym wiem,
że szybko zapomnę.
Mam wrażenie, że urok książek Rainbow Rowell działa tylko raz. Kiedyś
zauroczyła mnie jej „Fangirl”, ale słodycz, a nawet infantylność stylu tej
pisarki już nigdy więcej mnie nie porwała. I może to jest właśnie to, o czym
pisała na swoim blogu Ewelina? Jako blogerzy książkowi często gonimy za
nowościami (które niekoniecznie są wartościowe) i za znanymi autorami (którzy
niekiedy zasłynęli tylko jedną książką). Czy warto? Moim zdaniem zdecydowanie
nie, a jak Wy sądzicie?
Tytuł: „Załącznik”
Autor: Rainbow Rowell
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 14 września 2016
Ilość stron: 413
Moja ocena: 6,5/10
Siostra czytała i jej się podobała, raziły ją jedynie liczne literówki w tekście.
OdpowiedzUsuń"Załącznik" mnie strasznie rozczarował :(
OdpowiedzUsuń"Fangirl" mnie zachwyciła, "Linia serc" mnie zamęczyła, a "Załącznik" znalazł się gdzieś pośrodku, ale liczyłam na coś o wiele lepszego. Nie wiem czy sięgnę po kolejne pozycje autorki.
Zgadzam się w 100% ze wszystkim, co napisałaś. :-)
UsuńTa książka zbiera bardzo dobre recenzje. Mam na jej lekturę wielką ochotę.
OdpowiedzUsuńNiestety sama też daję złapać się w pułapkę modnych książek i popularnych autorów, przez co rzadziej sięgam po mniej znane dzieła, więc rozumiem co masz na myśli. Co do Rowell, mam na półce "Eleonorę i Parka" i wstrzymam się z kupowaniem innych jej książek dopóki nie przeczytam tej. Chociaż nie ukrywam, że "Załącznik" mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńPułapka - dobrze to nazwałaś. :-) W pogoni za nowościami sama na bok odłożyłam klasyki, które od dawna chcę przeczytać. Ale zamierzam to zmienić. :-) Co do samego "Załącznika" nie jest to zła książka, po prostu warto wiedzieć, że to dobre czytadło - nic więcej.
UsuńTeż mam takie postanowienie, zobaczymy co z tego wyjdzie :) Chociaż nie chciałabym zupełnie wyrzekać się nowości, ale po prostu lepiej to wszystko zbalansować.
UsuńMoim zdaniem czasami warto, bo wśród nowości często zdarzają się perełki, a przecież te "nowości" kiedyś też się zestarzeją, więc co za różnica czy przeczytamy je teraz czy później. Osobiście nie lubię czytać ksiązek w tzw.boomie na nie, wolę odczekać i sięgnąć po nie, gdy już zakończy się medialny szum wokół nich. Co do "Załącznika" to moim zdaniem całkiem naturalne, że postanowiłaś zrecenzować książkę autorki, ktora kiedyś Cię zauroczyła inną swoją powieścią :)
OdpowiedzUsuńJasne, że nowości też się zestarzeją i nie trzeba patrzeć na nie negatywnie tylko dlatego, że są nowościami. :-) Po prostu trochę znudziła mi się "napinka" na to, by recenzować tzw. hity wydawnicze i zatęskniłam za starą dobrą klasyką.
UsuńCoś mi się zdaje, że każdy książkoholik tak ma :) Klasyka, klasyką pozostanie. Większość nowości zapewne przeminie i odejdzie w zapomnienie, a ponadczasowe powieści stanowiące klasykę pozostaną i będą czytane przez kolejne pokolenia.
UsuńA czytałam tę dyskusję, a nawet wziełam w niej udział :) co do ,,Załącznika" - chyba odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńW czytaniu popularnych książek nie ma nic złego, przecież w tym "biznesie" chodzi o to, by potencjalny czytelnik (nie inny bloger) dowiedział się o nowości jak najszybciej po jej wydaniu. Książka "żyje" po wydaniu jakieś 2 miesiące i w tym czasie można o niej poczytać w wielu miejscach :) Wśród debiutów są perełki, ale wybrać je jest niezwykle trudno. Na blogerach spoczywa to trudne zadanie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że wiele osób zapomina czym są blogi dla zwyczajnych czytelników - tylko i wyłącznie źródłem informacji. O nowościach i o tym jak wybrać jedną książkę spośród miliona zapowiedzi.
Co do Rowell, masz rację, to raczej autorka jednej książki. Wątpię, by czymkolwiek jeszcze zaskoczyła. Pewnie dlatego Otwarte darowało sobie wydawanie innych książek.
Nie chciałam, żebyś źle mnie zrozumiała - nie twierdzę, że czytanie popularnych książek to coś złego. :-) Uważam jednak, że to, iż książka jest nowością, nie powinno być jedynym czynnikiem decydującym o jej wyborze. Sama poniekąd ostatnio wpadłam w taki ciąg czytania samych nowości i zwyczajnie poczułam się już tym zmęczona. Masz rację, że blogerzy powinni wybierać wśród hitów same perełki, ale nie zawsze da się przewidzieć, czy dany tytuł będzie pozytywnym czy też negatywnym zaskoczeniem. Reasumując - myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest czytanie i recenzowanie tego, na co ma się aktualnie ochotę, nawet na przekór trendom. Wierzę, że stali czytelnicy to docenią. A jeśli chodzi o Rowell, zgadzam się w 100%, że to autorka jednej książki i nie dziwię się, że Otwarte darowało sobie wydawanie jej książek. "Linia serc" nie była szczególnym hitem. Pozdrawiam. :-)
UsuńTyle się rozpisałam w tej mojej dyskusji
OdpowiedzUsuńA zapomniałam napisać właśnie o tym - że pod wpływem recenzji ludzie decydują się na książki których normalnie by nie przeczytały, a przynajmniej noe w pierwszej kolejności. Ja w ten sposób zawodzilam się juz wiele razy dlatego nie kieruję się już tymi recenzjami nowości. Co do Załącznika - kolejny pseudo hit wychwalany pod niebiosa. Nie zmienia to faktu, że mnie ciekawi. Chociaż co raz częściej unikam lektur typowo na jeden raz. Takich o których na drugi dzień zapomnę. Pozdrawiam i dziękuję za przywołanie mojego tekstu., który wywołał wiele zamieszania :)
UsuńPrzepraszam za wszystkoe błędy. Męczę się na telefonie ;)
Usuńja tej autorki czytałam jedynie "fangirl" i mimo że książka naprawdę mi się podobała, to właśnie też jakoś nie wywarła na mnie zbyt wielu emocji. może to typowo literatura dla młodzieży, której zaczynam powoli nie pojmować? :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki tej autorki i sama nie wiem czy zmienię to w najbliższym czasie. Niestety jakoś nie mam ochoty, a te przesadnie pochlebne recenzje tylko mnie zniechęcają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Sama nie wiem czy sięgnę po tę książkę, bo jakoś twórczość Rowell nie za bardzo do mnie przemawia, ale nie mówię nie ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie waham się względem tej książki i ostatecznie chyba na razie sobie ją odpuszczę, tym bardziej, że jeszcze nie przeczytałam "Linii serc", która czeka w czytniku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Kiedyś coś pewnie autorki przeczytam, żeby sprawdzić czy mi się spodoba :) Szkoda Asiu, że miałaś poczucie straconego czasu - to chyba najgorsze co może być w przypadku książki, bo czasami nawet, gdy nie wszystko nam w danym tytule odpowiada, a jednak wzbudza refleksje to widzi się sens czytania. A tutaj czytadło i nic więcej.
OdpowiedzUsuńNa razie nie będę się za nią rozglądała.
OdpowiedzUsuńJa już ją mam na liście do przeczytania... :)
OdpowiedzUsuńZauroczyła cię Fangirl? Na mnie to kompletnie nie podziałało., I dobrze, nie będę czytać jej pozostałych książek.
OdpowiedzUsuńBardzo szybko wciągnęłam się w tę powieść, była zdecydowanie bardziej dojrzała niż Fangirl czy Eleonora i Park, przez co bardziej przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuń