niedziela, 17 lipca 2016

Listy z dziesiątej wsi - Agnieszka Olszanowska


Wiele książek z kręgu literatury kobiecej zaczyna się podobnie. Bohaterce załamuje się życie (zdrada męża, utrata pracy, itd., itp.), następnie wraca ona w swoje rodzinne strony (lub wyjeżdża na koniec świata) i zaczyna wszystko od nowa. Tak jest i w „Listach z dziesiątej wsi”, z tym że nie do końca…

Beatę zdradza mąż, po czym wyjeżdża do Anglii i zostawia ją z dwoma synami. Kobieta, pozbawiona jakichkolwiek środków do życia, przeprowadza się do rodzinnego domu w Zwierzyńcu, gdzie wciąż mieszka jej brat. Próbując zaklimatyzować się w nowym-starym miejscu, powoli staje na nogi. Ten początek przypomina setki podobnych powieści obyczajowych, ale dalej jest już zupełnie inaczej.

To, co wyróżnia „Listy z dziesiątej wsi”, to zaburzony, moim zdaniem, związek przyczynowo-skutkowy. Książka dzieli się na trzy duże części, które bardziej przypominały mi opowiadania niż wynikające z siebie rozdziały.

W pierwszym z nich poznajemy Beatę i jej próby powrotu do życia po uczuciowej katastrofie. Za to w drugim na prawie 100 stron odrywamy się od jej historii, by czytać listy jej babci i pewnego tajemniczego Stacha. Ostatni, najkrótszy rozdział jest już powrotem do głównej bohaterki, ale zamiast sielskiego klimatu wsi, pisarka serwuje nam… psychodeliczną traumę.


Sam zamysł pomieszania opowieści o Beacie i jej babce, jest trafiony. Fabuła opowiadana na dwóch płaszczyznach czasowych sprawdziła się już w niejednej książce, jednak zazwyczaj te czasy płynnie się ze sobą przeplatały. W „Listach” właśnie tej płynności mi zabrakło. Wolałabym, by historia Beaty została co jakiś czas urozmaicona listem babci, niż by była „odcięta” za pomocą jednego, długiego rozdziału, składającego się z samych tylko listów. Wtedy powieść stanowiłaby bardziej spójną całość.

Wszystko to jednak tylko szczegóły w obliczu zakończenia. Dawno nie czytałam końcówki tak szokującej i tak bardzo nie mającej związku z całością. Pozostał po niej tylko niedosyt i niedowierzanie.

Nie zrozumcie mnie źle – nie skreślam całkowicie „Listów z dziesiątej wsi”. Książka ma swoje wady (brak płynności i co najmniej dziwne zakończenie), jednak generalnie jest ciekawie napisana, przedstawia polską wieś w pozytywnym świetle i ma piękny, nostalgiczno-melancholijny klimat. Na pewno nie odradzam, a wręcz z chęcią wymienię się z Wami wrażeniami po lekturze. Jestem bardzo ciekawa, jak Wy odbierzecie tę niestandardową kobiecą literaturę… 

PS. Za możliwość przeczytania „Listów z dziesiątej wsi” serdecznie dziękuję pani Magdalenie z wydawnictwa Prószyński i S-ka. Dostałam tę książkę w przepięknym opakowaniu, nadesłaną przez Pocztę Książkową, co było niezwykle sympatyczną i uroczą niespodzianką. :-)


Ulubiony cytat: 

„Miłości nie można znaleźć na zawołanie”. 

Tytuł: „Listy z dziesiątej wsi”
Autor: Agnieszka Olszanowska 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Data wydania: 7 lipca 2016
Ilość stron: 295 
Moja ocena: 6/10

17 komentarzy:

  1. Szkoda, że końcówka nie spełniła oczekiwań.. Nad książką się jeszcze zastanowię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też dostałam tę książkę w tak pięknym opakowaniu i przeczytała ją już moja mama :) i była zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mnie zaintrygowałaś tą końcówką...

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jestem zaintrygowana końcówką książki. Sięgnę po nią z czystej ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem nieco przytoczona książkami, które zaczynają się właśnie w taki sposób. Dramat, wyjazd, próba nowego życia... Póki co podziękuję, a paczka piękna!

    OdpowiedzUsuń
  6. Widać, że zaskoczenie nie było tym, czego oczekiwałaś. W najbliższym czasie nie planuję lektury tej książki. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mimo że zazwyczaj czytam inne gatunki literackie, to czasem lubię sięgnąć po coś z literatury kobiecej. Jeśli nadarzy się okazja, z chęcią sięgnę po tę książkę. Jestem ciekawa tego dziwnego zakończenia i niesamowitego klimatu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie tą dziwną końcówką aż zainteresowałaś :) Nie wiem tylko czy w danej chwili mam ochotę na tego typu literaturę: nostalgiczną, raczej spokojną. Nie licząc tego zakończenia. Także do listy czytelniczej dopisuję, ale jeszcze zobaczę kiedy przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak sobie Asiu myślę, ze i mi tej płynności by brakowało, ale z drugiej strony poczułam się zaintrygowana zakończeniem. Zastanawiam się jaki był zamysł autorki w takim niecodziennym połączeniu. Może kiedyś się przekonam.

    Pięknie zapakowana książka - Poczta Książkowa widać wie jak ucieszyć oko czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie piękne zdjęcie. :) Co do samej książki - faktycznie brzmi już nieco schematycznie... I szczerze powiedziawszy nie wiem, czy chciałabym jakoś koniecznie po nią sięgnąć.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem pewna że źle cię nie zrozumiałam co do tego zakończenia, bo mam ogromną ochotę na tą pozycję. Dawno nie czytałam nic z obyczajówki, więc chętnie odpocznę przy takiej lekturze ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Z jednej strony mnie zaciekawiłaś, a z drugiej lekko przeraziłaś zakończeniem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. O jej :) Tak ślicznie zapakowaną książkę i ja bym z chęcią przeczytała! :) Wracając jednak do treści, to nie przekonuje mnie fabuła... Nigdy nie przepadałam za książkami typowo kobiecymi. Tym bardziej jestem zrażona do literatury polskiej :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Strasznie lubię liczbę dziesięć. To taka moja ulubiona, szczęśliwa liczba, więc zwróciłam uwagę na ten tytuł. Jednak mój entuzjazm przygasał, kiedy pokazałaś, co jest w środku tej książki... Muszę zatem poszukać innej dziesiątki, która będzie bardziej trafiać w moje gusta. :)
    I gratuluję tak pięknego prezentu i w ogóle znajomości w Prószyńskim ;) Też bym tak chciała, przyznaję bez bicia. ;)
    Serdeczności ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja ogólnie nie przepadam za tego typem książek, a skoro tutaj jeszcze brak płynności i to zakończenie - raczej sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Chętnie sama się przekonam jakie na mnie książka wywrze wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń