Pewnie to zabrzmi dziwnie, ale uważam, że są książki, które lepiej się ogląda, niż czyta. I wcale nie mam na myśli albumów podróżniczych. Chodzi raczej o to, że niektóre powieści są gotowymi scenariuszami na filmowe hity, natomiast już jako lektura na relaksujący wieczór – niekoniecznie da się je polecić.
Właśnie tak jest z tytułem
„Diabeł ubiera się u Prady”. To, co na ekranie jest atutem, czyli piękne
stroje, znane nazwiska oraz pełen blichtru świat, na kartach powieści
przemienia się w nużący ciąg literek i niekończących się rozdziałów. Przez tę
jednostajną akcję brnęłam równe dwa miesiące…
Przydługie zdania, wyliczenia
nazwisk projektantów i miałkie dialogi – to wyróżniki twórczości Lauren
Weisberger. Większość tekstu stanowią zbite akapity z małą liczbą dialogów, a trudy
życia asystentki demonicznej redaktor naczelnej tracą zupełnie urok bez charyzmatycznej
Meryl Streep i zakręconej Anne Hathaway.
W książce główna bohaterka, Andrea,
nie przechodzi tak spektakularnej metamorfozy jak na ekranie, bo brakuje
zabawnego Nigela, mojej ulubionej filmowej postaci. W sumie pojawia się jakiś
redakcyjny kolega – gej zakręcony na punkcie mody – ale gra on marginalną
postać i (przyznaję się bez bicia) nie pamiętam jego imienia. Zresztą wiele
rzeczy jest inaczej niż w filmie – koleżanka, Lilly, jest alkoholiczką zamiast
fotografką, natomiast chłopak Andrei, nie jest kucharzem o imieniu Nate, tylko
nauczycielem o imieniu Alex.
Nie wiem, czy znajdzie się
ktokolwiek, kto stwierdzi, że w tym przypadku książka jest lepsza od filmu.
Szczerze w to wątpię. W skrócie można powiedzieć, że jest to rozbudowane CV przestraszonej
asystentki, która nienawidzi swojej szefowej. Czytamy po kolei, co przełożona
kazała jej zrobić i gdzie musiała biedna dziewczyna zadzwonić, by dokonać
niemożliwego, np. załatwić córkom Mirandy dwie kopie „Harry’ego Pottera” przez ukazaniem
się w druku. Absurd goni absurd, a główna bohaterka zgadza się na wszystko
niczym niewolnica, mimo że chce uchodzić za aspirującą dziennikarkę.
Z trudem, z myślami, by rzucić
książkę w kąt i nie tracić na nią cennych minut swojego życia, jednak dobrnęłam
do
końca. Udało się! :-) Jednak z solenną obietnicą, że po „Diable…” i równie
nieudanej „Grze singli” tejże autorki, nigdy już więcej nie sięgnę po jej twórczość.
Uważam, że Lauren Weisberger ma świetne zadatki na scenarzystkę, natomiast
pisarką – mimo osiągniętej za sprawą ekranizacji jej powieści sławy – jest niestety bardzo przeciętną.
Tytuł: „Diabeł ubiera się u Prady”
Autor: Lauren Weisberger
Tłumaczenie: Hanna Szajowska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 1 marca 2018
Liczba stron: 480
Moja ocena: 4/10
Szkoda, że książka Cię zawiodła.
OdpowiedzUsuńMnie ani książka, ani film nie rozczarowały :)
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tej książki.:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka okazała się rozczarowaniem dla Ciebie. Piękne zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Film uwielbiam, ale książki nie miałam okazji przeczytać.
OdpowiedzUsuńFilm mi się nie podobał, a więc po książkę tym bardziej nie sięgnę :/
OdpowiedzUsuńJa chyba muszę sama przeczytać i wtedy stwierdzić czy przypadnie mi do gustu!
OdpowiedzUsuń"uważam, że są książki, które lepiej się ogląda, niż czyta" - Sama prawda! Dość często się z tym spotykam (np. pewne opowieści Kinga dobrze wychodzą na ekranie, a czytać ich nie mogę), nie wiem, czemu niektórzy upierają się, że książka jest zawsze lepsza.
OdpowiedzUsuń