Znacie to uczucie, jak kończycie
czytać książkę i macie totalną pustkę w głowie? Ja tak miałam po przewróceniu
ostatniej kartki „Dziewczyny z Brooklynu”. Właściwie do dziś nie wiem, co o
niej sądzić i ciężko mi ocenić, czy bardziej mi się podobała, czy też jednak
bardziej nie.
Plusem jest na pewno tajemnica,
wokół której skonstruowana jest fabuła thrillera. Jej rąbka uchyla tytułowa
dziewczyna z Brooklynu, kiedy pokazuje swojemu narzeczonemu zdjęcie trzech zwęglonych ciał,
mówiąc „ja to zrobiłam”. Wkrótce potem dziewczyna znika, a główny bohater stara
się ją odszukać, przy okazji wyjaśniając szczegóły zbrodni sprzed lat.
Pomaga mu w tym najlepszy kolega,
który całkiem przypadkowo jest emerytowanym policjantem, obdarzonym doskonałą
intuicją. I tu zaczynają się schody. Mianowicie niemal wszystko w śledztwie tych
dwóch panów idzie jak po maśle. Gdziekolwiek by się nie udali (a warto
wspomnieć, że dochodzenie obejmuje Francję i Amerykę), natrafiają na ludzi,
którzy od razu wyjawiają im istotne szczegóły lub udostępniają tajne dokumenty.
Zamiast więc kibicować
samozwańczym detektywom, coraz bardziej niedowierzałam ich kolejnym poczynaniom.
Bo czy realne wydaje Wam się zachowywanie korespondencji mailowej sprzed 10 lat
i wyjawianie jej obcemu mężczyźnie, który bez pukania wchodzi do domu? Albo
zdradzanie przez pielęgniarkę tożsamości pacjentki po kilku minutach rozmowy z
nieznajomym? Jakoś tego nie kupiłam.
Za drugi minus uznałabym zawiłą
fabułę. To, że jej osią jest wspomniana tajemnica, uznaję za ciekawe. Jednak
już nagromadzenie świadków, zdarzeń, zbrodni i potencjalnych winnych daje efekt
odwrotny od zamierzonego. Chwilami łapałam się nawet na tym, że nie pamiętałam,
co działo się kilkadziesiąt stron wcześniej i o kim aktualnie mówi lub kogo
przesłuchuje główny bohater.
Sami więc widzicie, dlaczego
ciężko mi ocenić „Dziewczynę z Brooklynu”. Z jednej strony czytało mi się ją szybko
i byłam ciekawa, co się stało z zaginioną narzeczoną narratora. Z drugiej
jednak strony nie wiem, czy będę się rozglądać za kolejnymi książkami Musso. Po
tym thrillerze jeszcze (lub już) nie będę go zaliczać do swoich ulubionych
pisarzy.
Ulubiony cytat:
„W pewnym wieku człowiek nie boi się już niczego… z wyjątkiem wspomnień”.
Tytuł: „Dziewczyna z Brooklynu”
Autor: Guillaume
Musso
Tłumaczenie: Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2 sierpnia 2017
Liczba stron: 361
Moja ocena: 6 /10
Czytałam dwie pozytywne recenzje tej powieści i miałam zamiar po nią sięgnąć w niedalekiej przyszłości, ale jednak jeszcze przemyślę sprawę. Na pewno denerwowałyby mnie minusy, o których wspomniałaś. Nie lubię kiedy prowadzący śledztwo nie muszą wysilić się, żeby zdobyć informacje, bo wszyscy z nimi współpracują, a ważne tropy same pchają się w ręce. Myślę, że przygodę z twórczością Musso zacznę od innej książki.
OdpowiedzUsuńTo było moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora i pozycja mi się podobała.
OdpowiedzUsuńTa książka zbiera dobre recenzje. A ja jestem jej bardzo, bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńMusso należy do moich ulubionych autorów, więc dam tej książce szansę.
OdpowiedzUsuńhttps://pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com/2017/08/ksiazka-przed-ekranizacja-powtorz-trzy.html
Za każdym razem, gdy trafiałam na opinię książki to była same pozytywne, więc sama miałam nadzieję, że będę zadowolona, ale jak widać książka i ma jakieś swoje wady. :/ Aczkolwiek lubię autora, więc z chęcią i tak poznam :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam noc tego Autora, ale muszę koniecznie spróbować.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia :)
OdpowiedzUsuńLubię twórczość tego autora, ale jeśli rzeczywiście jest tak bardzo "zagmatwana" to nie działa na jej korzyść :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Subiektywne Recenzje
A mi zaś bardzo się podobała ta powieść, trzymała mnie w napięciu i choć rzeczywiście może budzić pewne niedowierzanie, to nie wpłynęło to na moją ocenę całokształtu, bo zwyczajnie książka zapewniła mi świetną rozrywkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Parę raz tytuł wpadł mi w ucho, jednak nie jestem nadal przekonana co do tej książki. W razie czego tytuł sobie zapiszę i przemyślę to jeszcze. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńA mnie jakoś ta książka zainteresowała :)
OdpowiedzUsuńWszędzie Musso... Muszę kiedyś sięgnąć po którąś z jego książek i się przekonać, czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kasia (Ebookowe recenzje)
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
Inne książki Musso są lepsze - spróbuj "Telefon od anioła" lub "Potem". A pisze to wierna fanka Musso (choć nie bezkrytyczna - przyznaję, że trafiły mu sie ze dwa gniotki po drodze ;))
OdpowiedzUsuńCieszę się że trafiłam na Twojego bloga - z najnowszymi pozycjami literackimi jestem na bakier - nie mam pojęcia co teraz się czyta... przynajmniej wiem po co nie sięgać;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Ja tam polubiłam tę pozycję i z ciekawością szukałam rozwiązania tej zagadki do końca ostatniej strony :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, Asiu. Ten mail sprzed lat aż mnie rozbawił :) Ogólnie bardzo wylewni Ci przepytywani ludzie, aż za bardzo :) Też mi się całkiem dobrze tę powieść czytało, ale sporo jej jednak brakowało żebym mogła się zachwycić :)
OdpowiedzUsuńA ja bym tak bardzo chciała poznać tę powieść!
OdpowiedzUsuńświetna historia! :)
OdpowiedzUsuń___
Pozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach
Tego autora czytałam tylko "Grand central". Strasznie zagmatwana historia ale czytało mi się dobrze. Takimi powieściami lubię sobie przeplatać te cięższe i trudniejsze;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Z ciekawości chciałabym przeczytać tę książkę, trochę mnie kusi :)
OdpowiedzUsuń