Dziwnie recenzuje się książkę,
która dostała tak dużo ważnych nagród. Bo jak napisać, że powieść uhonorowana
m.in. Nagrodą Pulitzera 2017 i National Book Award 2016 nie wywarła na mnie
piorunującego wrażenia? Może się nie znam i to dlatego? A może po prostu nie
patrzę przez pryzmat nagród i odznaczeń, lecz jedynie własnego gustu?
Z „Koleją podziemną” miałam podobnie
jak z oscarowym filmem „Moonlight” – odniosłam wrażenie, że dostała
tyle nagród dzięki tematowi, który porusza, a nie sposobowi, w jaki to robi.
Owszem, o niewolnictwie i prześladowaniach rasowych warto i należy pisać, ale
czy sam temat czyni już książkę wybitną?
„Kolej podziemną” określiłabym raczej
jako bardzo dobrą, ale nie wybitną. Dlaczego? Ponieważ nie poruszyła mną do
głębi, nie wryła mi się w pamięć ani nie wpiszę ją do kanonu klasyków. Tak,
wiem, że to tylko subiektywna opinia, ale jednak nie umiem inaczej. Znów
powtórzę, że książka ta porusza arcyważny temat, ale to… tylko (lub dla
niektórych właśnie „aż”) tyle.
Tym tematem jest niewolnictwo w
Ameryce XIX wieku oraz sposób na walkę z nim, czyli kolej podziemną. W książce
Whitehead stworzył realną i – trzeba przyznać – bardzo przekonującą sieć
podziemnych torów oraz stacji kolejowych, którymi przemieszcza się główna
bohaterka, Cora. W rzeczywistości jednak koleją podziemną nazywano sieć
pomocnych domostw, dróg oraz organizacji, które pomagały zbiegłym niewolnikom w
ucieczce z południa na północ Ameryki.
Powieść zaczyna
się w momencie, kiedy wspomniana Cora, czarnoskóra niewolnica na plantacji
bawełny w stanie Georgia, dostaje propozycję współudziału w ucieczce. Choć
początkowo się nie zgadza, ostatecznie razem z Caesarem opuszczają pod osłoną
nocy plantację, by szukać lepszego życia na wolności. Pomagają im w tym abolicjoniści,
za to po piętach depcze Ridgeway, najsłynniejszy łowców niewolników. Tak w
wielkim skrócie można streścić fabułę „Kolei podziemnej”.
Plusem powieści na
pewno jest wartka akcja i jej nagłe zwroty w totalnie zaskakujących momentach.
A także możliwość zgłębienia zjawiska „kolei podziemnej” i skrajnie różnych
postaw Amerykanów wobec niewolnictwa. Chwilami jest bardzo ciekawie, chwilami
nieco sennie, dlatego mam bardzo mieszane odczucia. Absolutnie jednak nie
odradzam lektury, a nawet ją polecam. Myślę, że każdy powinien wyrobić
sobie własne zdanie na temat książek tak mocno docenianych przez krytyków.
Ulubione cytaty:
„(…) czasem zamiast nauczyciela wystarczy mieć dwoje oczu”.
„Możliwe, że świat jest podły, ale ludzie nie muszą. Nie, jeśli
odmówią”.
Tytuł: „Kolej podziemna”
Autor: Colson
Whitehead
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 14 czerwca 2017
Liczba stron: 380
Moja ocena: 7,5/10
Na mnie też przeważnie nagradzane powieści nie robią dużego wrażenia. Widocznie mamy inny gust niż szanowne jury ;)
OdpowiedzUsuńJest taka możliwość :-)
UsuńMam na nią wielką ochotę, więc mam nadzieję, że niebawem się z nią zapoznam. Wersja elektroniczna już czeka na lekturę.
OdpowiedzUsuńA mnie ta książka nie kusi. I rzadko czytam książki nagradzane, książki przede wszytskim mają podobać się mi i to ja mam miec przyjemność z czytania! :)
OdpowiedzUsuńWszyscy polecają tę książkę, chętnie i ja ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńKocham książki, które mają szybkie zwroty akcji. Może kiedyś do niej zajrzę, ale nie teraz, bo mam sporo zaległości. Fajnie, że Tobie się spodobała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
kochaneksiazki.blogspot.com
Nie, jakoś nie czuję tej historii ;)
OdpowiedzUsuńKilkakrotnie już zdałam sobie sprawę, że nie zawsze "nagrodzone" znaczą "wspaniałe". Dlatego też uważam, że po każdą książkę należy sięgnąć kierując się własnym gustem i w taki sam sposób należy je oceniać. Temat jaki porusza ta historia faktycznie jest trudny i trzeba o takich rzeczach pisać, więc może kiedyś dam jej szansę i sprawdzę czy wywrze na mnie wrażenie czy też pozostawi niedosyt.
OdpowiedzUsuńhttp://chaosmysli.blogspot.com
Nagrody to dla mnie drugorzędna sprawa, choć tak się składa, że "Kolej podziemną" mam na swojej liście od dawna właśnie ze względu na poruszany w niej temat, który bardzo mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńNigdy nie spotkałam się chyba z książką, która poruszałaby temat niewolnictwa. Kiedyś z jakiejś książce pojawił się jedynie wątek dyskryminacji rasowej i apartheidu. To była bodajże powieść "Po burzy spokój". Niemniej chętnie przeczytam coś i o tej tematyce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Avenity z bloga Myśli zapisane
Hmmm... dla mnie brzmi nieco średnio. Chyba po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Powiem Ci Asiu, że na mnie zrobiła spore wrażenie, ale nie nazwałabym jej arcydziełem i nie twierdzę, że koniecznie trzeba ją przeczytać. Poruszyła mnie jednak i na pewno zapadnie mi na dłużej w pamięć.
OdpowiedzUsuń