Czasem zastanawiam się, czy popularni
pisarze podpisujący się pod rekomendacjami na książkach swoich kolegów/koleżanek
(zazwyczaj mniej znanych pisarzy), faktycznie ich książki przeczytali. Bo cytatu
Jojo Moyes na okładce debiutu Gail Honeyman jakoś nijak nie mogę przełożyć na rzeczywistość.
Dla mnie tytułowa bohaterka nie
była ani „zabawna”, ani „wzruszająca”, ani „nieprzewidywalna” – jak to sugeruje
Moyes. Wręcz przeciwnie, była irytująca, nudna i przewidywalna do bólu. Ale spokojnie
– patrząc na pozytywne opinie na „Lubimy czytać”, jest szansa, że jestem
odosobniona w swojej opinii i prawdopodobnie Wam, jak wielu innym czytelnikom,
opowieść o ekscentrycznej Eleanor jednak się spodoba.
Dlaczego mnie nie przypadła do
gustu? Ponieważ cały czas miałam wrażenie, że autorka sili się na oryginalność
i sztucznie stara się uczynić ze swojej bohaterki kogoś odstającego od reszty.
Kogoś z jednej strony niby komicznego, a z drugiej tragicznego. Teoretycznie w
tym, że kobieta (mimo swoich 30 lat), nigdy nie tańczyła, zakochuje się jak
nastolatka w raz widzianym rockmanie i go śledzi, a także daje się poniżać
matce i bić chłopakowi, nie ma nic nowego. Wszystko to już było w literaturze,
ale zamknięte w jednej (nijakiej i biernej) postaci, staje się po prostu niestrawne.
Kolejną dyskusyjną kwestią jest
postawa wrednej matki, z którą raz w tygodniu rozmawia Eleanor. To postać wyjęta
żywcem z „Milczenia owiec”. Tylko w jakim celu pojawia się ktoś taki w sennej powieści
obyczajowej? Zupełnie nie pasuje do klimatu całości, przez co fabuła dodatkowo
trąci sztucznością. Jedynym pozytywnym bohaterem jest Raymond, czyli przyjaciel
głównej bohaterki, ale czy jedna sympatyczna postać jest w stanie uratować
kiepską książkę?
Troszkę reanimuje ją też
zakończenie. Jest dość zaskakujące i zgrabnie tłumaczy wiele zawiłych spraw. Dlatego
chociaż początkowo miałam ocenić debiut Honeyman na 2/10, ostatecznie daję mu
ocenę 3. Dobrze, że książkę czytałam na zagranicznym urlopie i nie miałam
akurat pod ręką niczego innego w ojczystym języku, bo naprawdę nie byłabym w
stanie dotrwać do ostatniej kartki.
A jednak się udało. :-) Z jednej
strony dobrze, bo mogłam napisać tę recenzję, być może ostrzegając niektórych
przed tak nudną, bezcelową lekturą. Z drugiej jednak strony mam świadomość, że
gust jest kwestią mocno subiektywną i – jak już wspomniałam – zauważyłam na
różnych blogach, że Eleanor udało się zdobyć sympatię niektórych osób.
Pozostaje mi zatem chyba tylko poczucie straconego czasu i poniższy cytat (notabene właśnie
z książki „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze”) – totalnie adekwatny do opisywanej
tu sytuacji. :-)
Ulubiony cytat:
„Na świecie jest tak wiele książek – skąd wiedzieć, które są warte
przeczytania? (…) Okładki także niewiele pomagają, bo zamieszcza się na nich
tylko pochwały, które, jak się własnym kosztem przekonałam, rzadko kiedy
odpowiadają prawdzie”.
Tytuł: „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze”
Autor: Gail Honeyman
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 24 maja 2017
Ilość stron: 350
Moja ocena: 3/10
Szkoda, że książka Cię zawiodła. Nie sądzę, żeby mi się spodobała.
OdpowiedzUsuńFaktycznie brzmi sztucznie, ale na obronę bohaterki dodam, że ja też mam 30 lat i czasem czuję się i zachowuję jak nastolatka. I dobrze mi z tym xD Natomiast za książkę podziękuję - nawet rekomendacja mojej kochanej Moyes tego nie zmieni :)
OdpowiedzUsuńAż tak źle? szkoda :( Bo okładka ładna :P
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ!
Szkoda, że ta pozycja niezbyt przypadła Ci do gustu. Ja tam raczej się na nią nie skuszę. Mam inne plany czytelnicze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Za dużo tej książki jest w sieci. Ale chyba się przekonam co do niej. ;)
OdpowiedzUsuńOj, widzę, że bardzo niska ocena. Książka ostatnio często mi się gdzieś rzucała w oczy, ale nie aż tak żebym chciała ją przeczytać. Wychodzi na to, że nie mam za bardzo czego żałować, a już w szczególności odstrasza mnie to silenie się autorki na oryginalność.
OdpowiedzUsuńNiedługo i ja będę czytać tę powieść i jestem ogromnie ciekawa, jak ją ocenię.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jest to taki miks różnych historii - zdecydowanie jestem na nie.
OdpowiedzUsuńA wracając do pytania - czy inni autorzy rzeczywiście czytają te książki - sama byłam tym ostatnio zaintrygowana! :)
No, no, a właśnie natknęłam się niedawno na bardzo pochlebną recenzję i myślałam o przeczytaniu tej pozycji. Jednak nie skorzystam, bo wytykasz błędy, które mnie zawsze w lekturach odstraszają. Dzięki za przestrogę ;)
OdpowiedzUsuńAż tak źle? To może jednak jej nie będę czytać :)
OdpowiedzUsuńZmartwiłaś mnie swoją recenzją, bo książka wydawała mi się intrygująca i miałam wkrótce po nią sięgnąć ale teraz to już chyba sobie ją daruje :) Przynajmniej na razie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFaktycznie - to może ja dam sobie spokój z tą książką - ale podoba mi się cytat.
OdpowiedzUsuńUfam Twojej ocenie i raczej nie będę sprawdzała czy książka na mnie zrobi lepsze wrażenie. Nie muszę lubić bohaterów, ważne, żeby byli wyraziści, ale silenie się na oryginalność w ich kreacji, która trąci sztucznością, zdecydowanie nie zachęca :)
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę na tę książkę, chyba żebym już nie miała nic innego pod ręką :)
OdpowiedzUsuń