Znacie to uczucie, kiedy Wasz
ulubiony pisarz zaczyna tworzyć kiepskie książki? Premiera najnowszej powieści,
tak niegdyś wyczekiwana, teraz staje się jednym wielkim rozczarowaniem. Miałam
tak z Cecelią Ahern, a teraz z Paulliną Simons. Jej najnowszą „Samotną gwiazdę”
czytało mi się wyjątkowo opornie. Do tego stopnia, że przebrnięcie przez nią zajęło
mi kilka dobrych tygodni.
W czym problem? Przede wszystkim
w tym, że Paullina Simons się powtarza i sięga po swoje ulubione schematy. Fani
jej twórczości mogą być wręcz pewni, że w kolejnych powieściach znajdzie się:
a) motyw odległej podróży (najczęściej ze Stanów do Rosji), b) tajemnicza postać,
która zakłóca spokojne życie bohaterów (chudy brunet z kucykiem), c) traumy i
rozterki uczuciowe głównej kobiecej postaci.
Wszystko fajnie, ale jeśli czyta się
to samo w którejś już książce z rzędu, kalki te robią się zwyczajnie nudne. Wydaje
mi się, że twórczość Paulliny Simons poszła też w inną stronę, niż fani mogliby
oczekiwać. Zamiast pisać z rozmachem kolejne sagi, przypominające jej hit „Jeździec
miedziany”, ona zgłębia psychozy bohaterek i motywy podróży przez życie. Nie
twierdzę, że gdyby wciąż pisała w klimacie „Jeźdźca…” nie popadłaby w podobne
schematy. Zapewne tak, ale byłoby przynajmniej ciekawiej. :-)
Tymczasem, po „Tully” i „Samotnej
gwieździe” straciłam serce do tej pisarki. Ta ostatnia książka wymęczyła mnie głównie
powolną akcją. Najpierw przez ponad 100 stron czwórka nastoletnich przyjaciół z
Ameryki (dwie dziewczyny i dwóch chłopaków) wybierają się w podróż po Europie.
Simons dokładnie opisuje różne fazy – od pomysłu, przez mozolne uzyskiwanie
zgody rodziców, po plany i pakowanie. Wszystko po to, by następnie, już podczas
podróży, nic nie szło zgodnie z planem.
Głównym zakłóceniem wakacji okazuje
się pojawienie, a jakżeby inaczej – chudego bruneta z kucykiem. :-) Johnny
Rainbow, bo tak się nazywa, jest prawdopodobnie narkomanem i złodziejem, co nie
przeszkadza Chloe, głównej kobiecej postaci, zakochać się w nim na zabój. Jak się
można domyślić, rujnuje to długo planowaną wycieczkę i doprowadza do
wielkiej kłótni.
Odniosłam wrażenie, że autorka na
siłę starała się podnieść wartość „Samotnej gwiazdy” – poprzez wplecenie w
treść nawiązań do II wojny światowej. Bohaterowie odwiedzają m.in. Treblinkę,
gdzie Johnny oprowadza przyjaciół po dawnym niemieckim obozie pracy i przy
okazji zdradza kilka strasznych faktów o tym miejscu. Akurat ten fragment był dla mnie pouczający i ciekawy, niemniej nie
wystarczył, by uratować całą historię. Słaba powieść, nawet bardzo…
Tytuł: „Paullina
Simons
Tłumaczenie: Katarzyna
Malita
Wydawnictwo: Świat
Książki
Data wydania: 18
maja 2016
Ilość stron: 575
Moja ocena: 5/10
Oj nie. To nie książka dla mnie. A okładka taka ładna... :(
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszam do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Ja jeszcze nie znam twórczości autorki, więc wszystko przede mną. Będę miała jednak na uwadze fakt, aby nie zaczynać swojej przygody od tej książki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda Asiu, że tak się rozczarowałaś, domyślam się jakie to musi być przykre, gdy tak zawodzi lubiana autorka. Mam na półce Pani Simons "Czerwone liście" i jest też kilka innych tytułów, które chciałabym przeczytać, ale "Samotną gwiazdę" raczej odpuszczę.
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać książki Simons, ale chcę zacząć od "Jeźdzca miedzianego" :) Jestem bardzo ciekawa jej twórczości :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :) Książki jeszcze nie czytałam, ale mam ją na swojej liście :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej ksiażce.. Może mignęła mi jakaś recenzja. Zresztą nie znam tej autorki.
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana i raczej nie sięgnę po nią.
Pozdrawiam i zachęcam do wejścia na mój blog, dodałam recenzję [Kiedy Odszedłeś] http://polecam-goodbook.blogspot.com/2016/11/kiedy-odszedes-recenzja.html#comment-form
Ja raczej już po nią nie sięgnę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że autorka popada w schematy. Nie czytałam jeszcze nic, co wyszło spod jej pióra.
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie, gdy pisarz, który skradł Twoje serce wyjeżdża z jakimś odgrzewanym kotletem.. Przykro mi, że Cię to spotkało!
OdpowiedzUsuńA miałam ją w planie... :]
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się zawiodłaś. Czasami tak niestety bywa.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce wiele skrajnych opinii, i mam pewne opory przed sięgnięciem po nią. Ale sama muszę się przekonać, więc prawdopodobnie kiedyś tak czy inaczej się z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuńAuć, niska ocena, recenzja tez taka sobie... Ja nie znam tej autorki i jakoś nie mam szczególnej ochoty tego zmieniać. Ale wiem, że moja mama coś jej czytała, ale nie przypomnę sobie co... ale nie było aż tak źle z tego, co pamiętam.
OdpowiedzUsuńPo cyklu "Jeźdźca..." nie mam serca sięgać po twórczość tej autorki. Boję się, że mnie rozczaruje i wszystkie dobre wspomnienia o Tatianie i Aleksandrze ulotnią się z mojego serca, a na to nie chcę pozwolić!
OdpowiedzUsuńJedni piszą dobrze, inni mniej, a jeszcze inni wcale...
OdpowiedzUsuńPomijając treść książki mnie zafascynowały Twoje zdjęcia, w których gra ona główną rolę. Są fenomenalne!
Spotkałam już różne recenzje, ale edług mnie to nie jest książka, która mogłaby mnie porwać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Aż tak dobrze twórczości Simons nie znam, więc trudno mi się na ten temat wypowiedzieć, ale taką tendencje już zauważyłam. Może jak poznam lepiej twórczość Simons będę lepiej rozeznana w temacie :)
OdpowiedzUsuń