poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Diabeł ubiera się u Prady – Lauren Weisberger


Pewnie to zabrzmi dziwnie, ale uważam, że są książki, które lepiej się ogląda, niż czyta. I wcale nie mam na myśli albumów podróżniczych. Chodzi raczej o to, że niektóre powieści są gotowymi scenariuszami na filmowe hity, natomiast już jako lektura na relaksujący wieczór – niekoniecznie da się je polecić.

Właśnie tak jest z tytułem „Diabeł ubiera się u Prady”. To, co na ekranie jest atutem, czyli piękne stroje, znane nazwiska oraz pełen blichtru świat, na kartach powieści przemienia się w nużący ciąg literek i niekończących się rozdziałów. Przez tę jednostajną akcję brnęłam równe dwa miesiące…

Przydługie zdania, wyliczenia nazwisk projektantów i miałkie dialogi – to wyróżniki twórczości Lauren Weisberger. Większość tekstu stanowią zbite akapity z małą liczbą dialogów, a trudy życia asystentki demonicznej redaktor naczelnej tracą zupełnie urok bez charyzmatycznej Meryl Streep i zakręconej Anne Hathaway.

W książce główna bohaterka, Andrea, nie przechodzi tak spektakularnej metamorfozy jak na ekranie, bo brakuje zabawnego Nigela, mojej ulubionej filmowej postaci. W sumie pojawia się jakiś redakcyjny kolega – gej zakręcony na punkcie mody – ale gra on marginalną postać i (przyznaję się bez bicia) nie pamiętam jego imienia. Zresztą wiele rzeczy jest inaczej niż w filmie – koleżanka, Lilly, jest alkoholiczką zamiast fotografką, natomiast chłopak Andrei, nie jest kucharzem o imieniu Nate, tylko nauczycielem o imieniu Alex.

Nie wiem, czy znajdzie się ktokolwiek, kto stwierdzi, że w tym przypadku książka jest lepsza od filmu. Szczerze w to wątpię. W skrócie można powiedzieć, że jest to rozbudowane CV przestraszonej asystentki, która nienawidzi swojej szefowej. Czytamy po kolei, co przełożona kazała jej zrobić i gdzie musiała biedna dziewczyna zadzwonić, by dokonać niemożliwego, np. załatwić córkom Mirandy dwie kopie „Harry’ego Pottera” przez ukazaniem się w druku. Absurd goni absurd, a główna bohaterka zgadza się na wszystko niczym niewolnica, mimo że chce uchodzić za aspirującą dziennikarkę.

Z trudem, z myślami, by rzucić książkę w kąt i nie tracić na nią cennych minut swojego życia, jednak dobrnęłam do końca. Udało się! :-) Jednak z solenną obietnicą, że po „Diable…” i równie nieudanej „Grze singli” tejże autorki, nigdy już więcej nie sięgnę po jej twórczość. Uważam, że Lauren Weisberger ma świetne zadatki na scenarzystkę, natomiast pisarką – mimo osiągniętej za sprawą ekranizacji jej powieści sławy – jest niestety bardzo przeciętną. 

Tytuł: „Diabeł ubiera się u Prady”
Autor: Lauren Weisberger 
Tłumaczenie: Hanna Szajowska 
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 1 marca 2018 
Liczba stron: 480 
Moja ocena: 4/10

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że książka Cię zawiodła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie ani książka, ani film nie rozczarowały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tej książki.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że książka okazała się rozczarowaniem dla Ciebie. Piękne zdjęcie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Film uwielbiam, ale książki nie miałam okazji przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Film mi się nie podobał, a więc po książkę tym bardziej nie sięgnę :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja chyba muszę sama przeczytać i wtedy stwierdzić czy przypadnie mi do gustu!

    OdpowiedzUsuń
  8. "uważam, że są książki, które lepiej się ogląda, niż czyta" - Sama prawda! Dość często się z tym spotykam (np. pewne opowieści Kinga dobrze wychodzą na ekranie, a czytać ich nie mogę), nie wiem, czemu niektórzy upierają się, że książka jest zawsze lepsza.

    OdpowiedzUsuń