Z kontynuacjami tak już jest, że
rzadko bywają lepsze od pierwowzoru. Oczywiście zdarzają się wyjątki (chociaż
aktualnie nie jestem w stanie sobie takiego przypomnieć), ale w przypadku „Kiedy
odszedłeś” chyba nikt nie miał złudzeń. To, że nie przebije słynnego „Zanim się
pojawiłeś” było więcej niż pewne. Pozostawało tylko pytanie, czy książka będzie
bardzo zła, czy też akceptowalna.
Bliżej jest mi do teorii „spodziewałam
się, że będzie gorzej”, niż do całkowitej krytyki. Co prawda, wraz z odejściem Willa,
historia straciła co najmniej połowę swojego wyjątkowego klimatu, ale pozostała
przecież Louisa. Naprawdę byłam ciekawa, jak osamotniona bohaterka poradzi
sobie z nową, tragiczną dla niej sytuacją. Czy weźmie sobie do serca słowa
ukochanego i zacznie żyć pełną piersią?
Podobało mi się to, że Jojo Moyes,
tworząc „Kiedy odszedłeś”, wykazała się względnym realizmem. Udowodniła, że
mało kto jest w stanie zmienić się diametralnie z dnia na dzień. Nawet po
śmierci bliskiej osoby czy za sprawą pozostawionych w spadku dużych pieniędzy.
Lou wciąż jest taka sama. Tak samo zagubiona.
Tak samo nie mająca celu. Identycznie jak wcześniej żyje z dnia na dzień i
podejmuje się beznadziejnych prac (zamiast być kelnerką w rodzinnym mieście, zostaje…
kelnerką na londyńskim lotnisku). Jedyne dwie podstawowe różnice to: porzucenie
ekstrawaganckich ubrań oraz trwanie w głębokim smutku.
W przygnębiający świat bohaterki
wkraczają dwie nowe postaci. I o ile pojawienie się szalonej nastolatki może być dla
wielu dużym zaskoczeniem, o tyle wprowadzenie do fabuły silnego, dobrze
zbudowanego mężczyzny – jest już raczej tzw. oczywistą oczywistością. Co
ciekawe, bardziej polubiłam krnąbrną małolatę niż Sama, czyli „pana idealnego”.
Nie wiem, jak Wy, ale nie lubię, kiedy bohater nie ma wad. Od razu wydaje mi się,
że jest mało wyrazisty i jakby nierealny…
Za sprawą nowych osób, Louisa powoli
wychodzi z żałoby. Nie do końca przekonała mnie ta historia, ale tak, jak
wspominałam na początku – byłam przekonana, że kontynuacja rewelacyjnego „Zanim
się pojawiłeś” będzie gorsza. Ostatecznie nie jestem rozczarowana, a nawet
pozytywnie zaskoczona. Czy jest to jednak wystarczający powód, by ją Wam
polecić? Myślę, że każdy fan Jojo Moyes musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie:
czy woli poznać dalsze losy Lou (już bez Willa), czy też wybiera otwarte
zakończenie – kiedy bohaterka czyta pożegnalny list od ukochanego w Paryżu, a
świat stoi przed nią otworem…
Tytuł: „Kiedy odszedłeś”
Autor: Jojo Moyes
Tłumaczenie: Nina Dzierżawska
Wydawnictwo: Między Słowami
Data wydania: 6 czerwca 2016
Ilość stron: 489
Moja ocena: 7,5/10
Mimo wszystko jakoś mnie ta seria nie przekonuje, ale nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na ekranizację pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńJa w niedalekim czasie biorę się za "zanim się pojawiłeś". Niefortunnie obejrzałam już film, ale zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńNiedawno przeczytałam "Zanim się pojawiłeś" i byłam zachwycona (i zaryczana) po jej odłożeniu na półkę. Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po drugą część, ale chyba jednak tego nie zrobię. Uważam, że autorka niepotrzebnie chciała to jeszcze przeciągnąć, ponieważ historia zakończyła się w sposób bardzo dobry, jeżeli mogę to tak ująć. Tak więc chyba wolę zostawić losy naszej Lou, ponieważ nie wyobrażam sobie jej z kimś innym niż Will :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/09/len-czytelniczy.html
Przekonałaś mnie, dam szansę tej książce, w końcu stoi już na mojej półce ;)). Też nie lubię Asiu, tych wyidealizowanych bohaterów, są nierealni, przecież nie ma ludzi bez wad ;). Cieszę się, że Jojo Moyes nie uleczyła Louisy z rozpaczy w jeden dzień, to byłoby nie do przełknięcia ;). Pewnie nie prędko po nią sięgnę, bo czas jakby mniej, ale niewątpliwie w wolnej chwili przeczytam, lubię autorkę i za każdym razem chętnie sięgam po jej książki :) Recenzja, jak zawsze zwięzła i idealnie podkreślająca walory i wady tej powieści <3.
OdpowiedzUsuńPS. O zdjęciach wspominałam Ci już na fb, są piękne i jak wspominałam, idealnie oddają wrażenie, że lato powoli się kończy :)) Buziaki i uściski Kochana! <3 <3 <3
Nie czytałam tej kontynuacji, ale nie ukrywam, że ciekawią mnie dalsze losy Lou. Pierwszy tom wspominam bardzo dobrze i w sumie może dlatego obawiam się Kiedy odszedłeś - że nie dorówna i takie tam.
OdpowiedzUsuńMam w planach tę ksiażkę. "Zanim się pojawiłeś" bardzo mi się podobała, mam nadzieję, że ta również przypadnie mi do gustu. PS. Przepiękne zdjecia :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała pierwsza część "Zanim się pojawiłeś" i ja jakoś nie jestem przekonana do tej drugiej części, ale kto wie, może kiedyś po nią sięgnę. :)
OdpowiedzUsuń"Zanim się pojawiłeś" nadal przede mną - muszę w końcu poznać tę historię. Po kontynuację sięgnę na pewno, ale nie będę stawiała jej wysokiej poprzeczki, bo po recenzjach widzę, że nie warto.
OdpowiedzUsuńDla mnie historia Lou zakończyła się wraz z ostatnią stroną "Zanim się pojawiłeś". Wiem, że kontynuacja nie przypadnie mi do gustu z oczywistych względów. Bez Willa to nie to samo.
OdpowiedzUsuńJa uważam, że "Kiedy odszedłeś" było idealnym dopełnieniem historii Lou. Co prawda nie spodziewałam się, że jej życie po śmierci Willa będzie aż tak zwariowane i niepoukładane zarazem, jednakże to zaskoczenie uważam za największy plus całej historii i naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam ją poznać :) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńja jestem dopiero po lekturze "zanim się pojawiłeś" i chociaż wiem, że "zanim odszedłeś" to nie będzie to samo, tak z wielką chęcią sięgnę po nią w niedalekiej przyszlości :)
OdpowiedzUsuńA ja chyba jednak podziękuję za kontynuację i pozostawie to otwarte zakończenie :) czuję, że ta też nie do końca by mi sie podobała, więc szkoda czasu
OdpowiedzUsuńStrasznie nie lubię przerywać serii, ale to jedna z tych wyjątkowych sytuacji, kiedy wiem, że na pewno nie sięgnę po kontynuację, bo po prostu nie obchodzą mnie dalsze losy Lou. Dla mnie ta historia skończyła się na pierwszym tomie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
houseofreaders.blogspot.com
Nie czytałam poprzedniej części. Nie wiem czy uda mi się wszystko nadrobić. Co do bohatera idealnego, mamy bardzo podobne odczucia ;)
OdpowiedzUsuńGłośno ostatnio o tej serii, a ja mam mieszane odczucia.
OdpowiedzUsuńCzytałam, ale o wiele bardziej podobała mi się część pierwsza. ;)
OdpowiedzUsuńW przypadku tej książki... jak na razie obejrzałam tylko ekranizację. Brak czasu :(
OdpowiedzUsuńPierwszą część mam w planach.
OdpowiedzUsuń"Zanim się pojawiłeś" mnie zachwyciło, ale raczej nie spodziewam się podobnego wrażenia po "Kiedy odszedłeś". Postanowiłam, że przeczytam tę książkę po angielsku, więc jakieś korzyści zawsze wyciągnę ;) Szkoda, że powieść traci wiele bez Willa, ale może przynajmniej Lou uczyni książkę ciekawszą, biorąc pod uwagę jej osobowość :)
OdpowiedzUsuń